Pomysł na podsumowanie roku w formie alfabetu zrodził się dwa lata temu. Nigdy nie lubiłam rozbudowanych, patetycznych podsumowań, ale jednocześnie miałam potrzebę spojrzenia na miniony czas z dystansu. Wymyśliłam sobie formę, w której rozpisuję na kartce wszystkie litery alfabetu, po czym rozkładam przed sobą zdjęcia i inne urywki minionego roku i do każdej z liter przypisuję hasło, które wiąże się z moimi wspomnieniami. Zasada jest jedna: nie rozmyślać zbyt długo. Uznałam, że najprawdziwsze będą te spontaniczne, od razu nasuwające się skojarzenia.
Spodobał mi się ten sposób na zamykanie pewnego etapu, dlatego wraz z nadejściem 2017 roku zaczęłam tworzyć trzecią już edycję alfabetu. Tym razem jest trochę mniej euforycznie niż w poprzednich latach, ale przecież w tym wszystkim nie chodzi o to, by oszukiwać się, że wszystko wyszło nam świetnie. Gorąco zachęcam Was do tworzenia własnych alfabetów, a tymczasem zapraszam na moją odsłonę.
A jak antyperfekcjonizm
Przez sporą część roku głośno brzęczały mi w głowie słowa powtarzane przez Olę – Panią Swojego Czasu: „Zrobione jest lepsze od doskonałego”. Były idealną odpowiedzią na wszystko, co trapiło mnie w ubiegłych latach. Nieustannie narzekałam, że nie mam na nic czasu, że na każdy post poświęcam wiele długich dni, a każde zlecenie wydłuża się o kolejne tygodnie.
Jednocześnie nie widziałam nic złego w tym, że potrafiłam wyrzucić do kosza zdjęcia, które robiłam przez kilka godzin, bo nie były wystarczająco dobre albo męczyłam się dwa dni z tworzeniem ilustracji, jakie sobie wymarzyłam, bo miałam poczucie, że kupując gotowe oszukałabym samą siebie. Nie wspominam już nawet o podsyłaniu dodatkowych wersji zamówionych projektów z przekonaniem, że klient doceni własną inwencję.
W 2016 poszłam na małą wojnę z perfekcjonizmem i mimo że nadal ją toczę, już teraz wiem, że było warto. Kiedy sobie odpuszczam i mówię: „Jest okej, wystarczy”, czuję się jakbym ściągała z siebie ciężki plecak. Sądzę, że 99% ludzi pewnie nawet nie zauważało różnicy między szczegółami, na które poświęcałam tak wiele czasu. Ba, większość pewnie i tak uważa te mniej dopieszczone treści za świetne – cudownie jest się o tym przekonać!
B jak biblioteka
Przytłoczyła mnie liczba książek, które zgromadziłam w mojej małej kawalerce. Przyjemnie było je gromadzić, dostawać, czytać, ale potem trzeba było je również gdzieś przechowywać. Oczywiście twierdziłam, że kiedyś na pewno do nich wrócę, ale to nigdy się nie działo. W końcu dotarłam do momentu, w którym miałam ochotę na nową lekturę, ale perspektywa upchnięcia gdzieś kolejnego egzemplarza wpędzała mnie w wyrzuty sumienia.
Rozwiązanie tego problemu było banalne – zapisałam się do mediateki. Z jakiegoś dziwnego powodu zawsze sądziłam, że w bibliotekach raczej nie znajdę nowości wydawniczych, książek blogerów i innych tytułów „na czasie” – ależ to było głupie. Dziś moja lista książek do wypożyczenia zajmuję całą stronę A5, a ja mam więcej okazji do czytania niż kiedykolwiek wcześniej.
C jak czas
Zaczęłam się przyglądać temu, gdzie najwięcej go gubię. Moim stałym towarzyszem pracy stała się aplikacja SelfControl (więcej o narzędziach do walki z rozpraszaczami). Ostatnio polubiłam się także z wtyczkami do blokowania newsfeeda na Facebooku (to zadziwiające jak często tam zaglądałam bez udziału świadomości!). To dopiero początek wyzwań w tym temacie, przede mną jeszcze spora droga do sprawniejszego rozprawiania się z obowiązkami.
>> Zobacz też: Jak się skupić? Sekrety efektywności i koncentracji
D jak domowe drożdżówki
Kulinarny Mount Everest 2016 roku. Pierwszy raz powstały w przypływie chęci na coś słodkiego, kiedy wszystkie sklepy były zamknięte. Zniknęły w jeden dzień, a my wpadliśmy w taką obsesję, że każdy piątkowy wieczór spędzaliśmy na wypieku serowo-czekoladowych drożdżówek. Oczywiście z czasem zapał trochę minął, ale trzeba przyznać, że wstawanie w sobotę z poczuciem, że czeka na nas świeże, gotowe i do tego własnoręczne przygotowane śniadanie było cudowne.
E jak ekscytujące efekty
Dla One Little Smile był to rok co najmniej kilku rekordów. Aż 6 wpisów przekroczyło 100 tysięcy odsłon, fanpage rozrósł się do 15 tysięcy osób, a dodatkowo w grudniu na blogu zrobiło się tak tłoczno, jak jeszcze nigdy. W ciągu tego miesiąca zajrzało tu ponad 112 tysięcy osób. Dla mnie zawsze był to pułap, który miał mi pokazać, że to, co robię naprawdę nieźle się rozwija. Co prawda z czasem trochę zmieniłam perspektywę w postrzeganiu statystyk, ale mimo wszystko radość była (i nadal jest) OGROMNA! To w dużej mierze Wasza zasługa.
F jak fajne doświadczenia
Wracaliśmy akurat ze świetnego weekendu we Wrocławiu, zorganizowanego przez markę tołpa, kiedy mój chłopak zapytał: „Myślisz czasem o tym, ile fajnych rzeczy by Cię ominęło i jak wielu rzeczy byś nie doświadczyła, gdyby nie blog?”. I faktycznie – myślę o tym nieustannie. Każde takie doświadczenie sprawia, że odlatują wszystkie troski, rozterki, wahania, a ich miejsce zajmuje ogromna dawka wdzięczności.
W tym roku na szczycie takich najfajniejszych doświadczeń znalazły się:
- Mail od Pana Wojciecha, który chciał odwdzięczyć się za wzór CV, który udostępniłam na blogu. Proponował przelew na kawę lub piwo albo wsparcie wybranej fundacji. Ta wiadomość dodała mi skrzydeł.
- Kolacja w kompletnych ciemnościach – atrakcja wspomnianej już wizyty we Wrocławiu.
- Szkolenie dla blogerów, które miałam okazję poprowadzić dzięki zaproszeniu organizatorów bloSilesia.
- Wszystkie maile od osób, które poświęciły swój cenny czas by napisać: „Hej, dobra robota” – bez żadnych oczekiwań, bez żadnych korzyści. Niesamowicie mnie to rozczula.
G jak góry
Od Tatr dzieli mnie jakieś 150km, a mimo to pierwszy raz trafiłam tam dopiero w minionym roku. I to w dodatku trochę z przymusu, bo przyciągnęły mnie tam sprawy zdrowotne. Jest czego żałować. Co prawda samo Zakopane nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia, ale za to miejsce, w którym nocowaliśmy – sąsiednie Kościelisko, okazało się czarujące. Bardzo bym chciała zajrzeć tam zimą. Może w tym roku się uda?
J jak jedzenie
Ubiegły rok był moją małą żywieniową rewolucją. Zmotywowała mnie książka – „Smakowita Ella”. Jej autorka opisuje, jak zmiana sposobu odżywiania wpłynęła na jej stan zdrowia. Odkąd skończyłam czytać, w mojej kuchni stałymi gośćmi zostały produkty takie jak: ciecierzyca, soczewica, stuprocentowe masło orzechowe, daktyle, pasta tahini.
Moim największym problemem zawsze były przekąski. Nie mogłam się oprzeć podjadaniu w trakcie pracy. Słodycze, czipsy, precelki. Odstawiłam je wszystkie i zaczęłam szukać zamienników. Całkiem sporo przepisów przetestowałam przez ostatnie miesiące. Najbardziej polubiłam czekoladowo-miętowy milkshake, o którym wspominam we wpisie o jesiennych ulubieńcach oraz przekąskę z płatków owsianych ze środkowego zdjęcia (przepis linijkę niżej).
>> Zobacz też: Co podjadać w pracy? Moja najlepsza zdrowa przekąska
L jak luz
Dużo sobie odpuściłam w tym roku. Może nawet trochę za dużo? Nie pojechałam na większość blogowych konferencji, zrezygnowałam z kilku dobrze płatnych zleceń, które wysysały ze mnie energię i chęci do życia, świadomie zignorowałam wiele rad, które bloger stosować powinien. Być może tego luzu było odrobinę za dużo, być może właśnie dlatego wiele moich planów nie doszło do skutku, ale jednocześnie mam takie poczucie, że nigdy wcześniej podchodziłam z takim spokojem do tego, co robię, zarówno tu na blogu, jak i poza nim.
M jak miejsca
Nie było ich wyjątkowo dużo, ale udało się odwiedzić chłodne, wiosenne Kielce, wietrzny, jesienny Wrocław i po raz pierwszy w życiu – ciepły, czerwcowy Poznań. Lubię te wycieczki krajoznawcze. Gdyby nie blog, pewnie nieprędko znalazłabym powód, by poznać tak wiele polskich miast.
N jak newsletter
Dopiero w zeszłym roku wprowadziłam tę formę kontaktu z czytelnikami i szybko się z nią polubiłam. Pisząc newslettery, czuję się trochę, jakbym kontaktowała się z każdym z Was z osobna, tylko o wiele bardziej prywatnie, kameralnie. Cieszy mnie, kiedy dostaję od Was odpowiedzi – byłam tym bardzo miło zaskoczona po wysyłce pierwszych maili. Mam nadzieję, że uda się trochę bardziej rozwinąć ten kanał w ciągu najbliższych miesięcy. Jeśli jeszcze nie ma Was na liście odsyłam >> Newsletter
O jak obserwowanie postępów
Zdaję sobie sprawę, że nie stoję w miejscu i cały czas uczę się czegoś nowego, ale utwierdza mnie w tym dopiero zderzenie tego, co obecnie tworzę z efektami projektowania sprzed lat. W ubiegłym roku miałam okazję przekonać się, czy zrobiłam jakikolwiek postęp w tworzeniu wektorowych postaci. Tworzyłam grafikę na kartkę ślubną dla Aliny i Tomka. I choć nadal sporo nauki przede mną, to porównują efekty z wektorową Aliną sprzed kilku lat nie da się ukryć, że sporo się zmieniło. Fajnie na to spojrzeć z perspektywy czasu.
P jak podcasty
Dla mnie to odkrycie roku. Pracując w domu, mam możliwość codziennego gotowania i korzystam z tego. Zawsze jednak brakowało mi czegoś, co wypełniłoby czas, który na to poświęcam. Próbowałam oglądać seriale, ale wymagały poświęcania zbyt dużej uwagi. Ależ to była ekscytacja, kiedy w końcu wypróbowałam podcasty!
W tej chwili regularnie słucham podcastów „Mała Wielka Firma” i „Jak oszczędzać pieniądze”, mniej regularnie śledzę również „Finanse bardzo osobiste” i „Pasja Informatyki”. Nieustannie jestem pod wrażeniem, jak wiele wiedzy można z nich wynieść. W tym roku mam zamiar zapoznać się również z zagranicznymi twórcami. Cieszę się na samą myśl!
R jak rozterki
Wiele ich było w 2016. Czasem czuję się trochę zawieszona pomiędzy pisaniem bloga, a projektowaniem grafiki. Gdy poświęcam się jednej z tych dziedzin, zazwyczaj mocno zaniedbuję drugą – takie moje błędne koło. Do tego po głowie chodzi mi kilka dodatkowych aktywności, a to wymaga przemyślenia naprawdę wielu spraw. I mimo, że zawsze lubiłam siebie za zdroworozsądkowe podejście, dziś wiem, że zdecydowanie zbyt wiele było tych wszystkich rozmyślań. Pora postawić na działanie!
S jak seriale
Moje małe uzależnienie. Kończenie dnia kolacją przy odcinku serialu stało się małym rytuałem. Swoimi ulubieńcami dzieliłam się kilka miesięcy temu we wpisie o serialach, przy których lubię się wyłączyć. Dziś mogłabym dopisać do tej listy „The Crown” – serial o życiu królowej Elżbiety II.
T jak trudna sztuka odmawiania
Mail z prośbą o pomoc, zaproszenie na spotkanie, propozycja współpracy, pytanie o wpis gościnny, prośba o udostępnienie informacji. To wszystko z reguły jest bardzo miłe, ale w pewnym momencie zawsze zaczyna przytłaczać. Musiałam sobie uświadomić, że priorytetem powinno być moje samopoczucie i moje plany, nie cudze.
Współpraca może i będzie dobrze płatna, ale jeśli odbierze mi całą energię i tak będę tego żałować. Spotkanie może i będzie ciekawe, ale jeśli tego dnia planowałam dokończenie projektu, nie chcę dokładać sobie obowiązków. Zmiany w projekcie, który udostępniłam na blogu może faktycznie zajęłyby kilka minut, ale jeśli takich osób będzie więcej, musiałabym poświęcać wolny czas wyłącznie na takie rzeczy. Dziś potrafię odmówić bez wyrzutów sumienia, a nawet jeśli jakieś się pojawią – szybko je spławiam.
U jak uważność
Wiele słyszałam o medytacji, ale nigdy nie zainteresowałam się tym na tyle, by spróbować. Pierwszą próbę podjęłam dopiero w połowie roku, kiedy Alina podsunęła mi aplikację Calm. To taka nauka medytowania z przewodniczką o kojącym głosie i z relaksującymi dźwiękami w tle. Po pierwszej próbie byłam przerażona: Jak to możliwe, że nie potrafię skupić swoich myśli na oddychaniu nawet przez minutę?! Wędrowały bez przerwy – rachunki, zakupy, wpis, faktura, projekt. Dopiero po kilku sesjach udawało mi się skupić odrobinę dłużej. To była cenna lekcja. Staram się poświęcać przynajmniej 10 minut dziennie na taki trening. Nie zawsze się udaje, często szukam wymówek, ale kiedy już się zmuszę, nigdy nie żałuję.
W jak wystarczająco dobrze
W ubiegłym roku przyjrzałam się swoim wyborom. Nie doszłam do najlepszych wniosków. Poświęcałam stanowczo zbyt wiele czasu na każdą, najdrobniejszą nawet decyzję. Szukałam ideałów tam, gdzie wystarczyło się zadowolić „zaledwie” dobrym. Mnożyłam opcje, by potem nie móc zdecydować, którą wybrać. Podjęłam walkę i będę ją toczyć również przez cały kolejny rok. Jeśli ciekawi Was ten temat odsyłam do wpisu linijkę niżej.
>> Zobacz też: Jak lepiej podejmować decyzje?
Z jak zmiany
A właściwie zapowiedzi zmian, które zaczną się w tym roku. Tą najważniejszą dla mnie będzie zmiana miejsca zamieszkania. Na razie jestem tym wszystkim odrobinę przerażona, ale wierzę, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Mam nadzieję, że uda mi się również w końcu zrealizować pomysły na rozwój bloga, które zakiełkowały w 2016 i w kolejnej odsłonie alfabetu będę mogła zamieścić hasło „U jak udało się!”. Tego życzyłabym sobie najbardziej na te kolejne dwanaście miesięcy. Trzymajcie kciuki!
Trzymam kciuki za realizację planów oraz D jak działanie i U jak udało się :) Done is better than perfect to również myśl, która towarzyszyła mi w zeszłym roku i w tym mam zamiar nadal się jej trzymać!
Trzymam kciuki za wszystkie postanowienia! :)
Ja z kolei chciałabym poznać przepis na te drożdżówki, bo zrobiłaś mi nimi taką „smakę”, że hej! A nigdzie nie mogę go znaleźć..
Pozdrawiam! :)
Ania
Hej Ania,
Za każdym razem testowaliśmy inny przepis. Jeśli wpiszesz w Google: „drożdżówki z serem”, na pewno znajdziesz co najmniej kilka :)
Dziękuję! :)
Różnica w wektorowej Alinie jest ogromna, robisz wspaniałe postępy i przyjemnie patrzeć jak się rozwijasz, a wraz z Tobą Twój blog i biznes :). W dodatku widać, że masz do tego wszystkiego bardzo rozsądne podejście :). Nie pozostaje nic innego, jak życzyć szczęścia i kolejnych sukcesów!
Dzięki, Agnieszka, miło to czytać! :)
Trzymam kciuki za dalszy rozwój i plany. Za dobre efekty w walce z perfekcjonizmem podziwiam podwójnie. Ja chwilowo trochę walkę przegrywam i nadal chcę, aby wszystko było takie idealne.
Dzięki, Jola! :)
Bardzo pomysłowe podsumowanie! Życzę dalszych sukcesów w blogowaniu i niekończących się pomysłów :) Muszą powiedzieć, że Twój blog czytam regularnie, choć i nie zawsze komentuję, myślę, że taka jestem nie jedna. Naprawdę potrafisz zmotywować i poukładać w głowie. Często zaglądam tu jak potrzebuję jakichś wskazówek blogowych czy ciekawych linków!
Marzena, pięknie dziękuję! :)
Bardzo fajne podsumowanie! Widać, że u Ciebie bardzo rozwojowo. A przy okazji wciąż inspirujesz!
Świetne podsumowanie! Mimo, że nie prowadzę bloga, zrobię sobie takie podsumowanie dla samej siebie. Dzięki!
Hej, super podsumowanie. Korzystając z okazji, chciałam także podziękować za wzór do CV i comiesięczne tapety. Pozdrawiam. :)
Bardzo się cieszę, że się przydają :)
Onelittle smile zmieniasz mieszkanie czy też miasto? :D :) Podobno przeprowadzka jest tak samo stresująca jak rozwód i zmiana pracy…
Ja też mam problem z oczyszczeniem umysłu podczas medytacji. Zawsze gdy chcę się wyciszyć, to miliony rzeczy przychodzą mi do głowy. Może faktycznie powinnam spróbować kilka razy i wtedy będzie mi łatwiej. Ja p0lanuję zobaczyć Wrocław w tym roku, Poznań udało mi sie odwiedzić w ubiegłym.
Życzę Ci, aby spełniły sie Twoje blogowe plany :)
Kasia, dziękuję!
Zdecydowanie powinnaś częściej próbować. Już po kilku sesjach na pewno zobaczysz efekty :)
Bardzo się cieszę z tego jak się rozwijasz. Śledzę Cię długo bo już prawie dwa lata, a mimo to cieszę się gdy widzę nowe posty (szczególnie moje ulubione smutne prawdy) ;)
Bardzo miło mi to czytać! :)
Dokładnie tak to jest, że tego co tak pieczołowicie dopieszczamy nikt nie zauważa. Ja też walczę z perfekcjonizmem i staram się akceptować stan „wystarczająco dobre” – trzymam kciuki za Ciebie i za siebie za ten rok!
Powodzenia! :)
Dziękuję! :)
Fajna koncepcja wpisu i ogólnie cały rok był mega pozytywny! Tak trzymać! ;*
Świetny jest ten twój alfabet! Czy mogę wykorzystać tą koncepcję również na swoim blogu? Bardzo mnie zainspirowałaś ;) Mnóstwa pomyślności w 2017!
Pewnie, śmiało korzystaj :)
Świetne podsumowanie – bardzo rozwijające! A pierwsze dwa punkty punkt, jakbym o sobie czytała. :P Też pożegnałam się w zeszłym roku z perfekcjonizmem (no, może jeszcze nie definitywnie, bo jednak lubi mnie nawiedzać) i to pociągnęło za sobą mnóstwo zmian (na lepsze!). Trzymam kciuki za plany związane z przeprowadzką, bo z tego co piszesz, to jedna z większych zmian w nowym roku – oby wszystko poszło dobrze! :)
Dzięki, Aneta :)
Bardzo podoba mi się ta forma podsumowania i przeczytałam każdy punkt z zapartym tchem! :)
Ale super pomysł, idealnie się czyta takie podsumowania. Fajny ład i porządek :)
to tak na początek: 'hej, dobra robota!’ :)
Rzadko komentuję Twoje wpisy, bo najczęściej czytam je na aplikacji Bloglovin. Ale muszę przyznać, że od kiedy obserwuję Twój blog dużo się zmieniło. I to bardzo na plus! Linki godne polecenia <3 Uwielbiam :)
Po cichutku zazdroszczę perfekcjonizmu, bo mi by się jednak taka malutka jego dawka przydała. Podziwiam ludzi, którzy uparcie dążą do swojej wymarzonej wizji i potrafią poprawiać rzeczy moim zdaniem już dobre. Wielokrotnie później uznawałam, że jednak idealna wizja była lepsza od tej dobrej. Jednak wiem też, ile to czasu i nerwów zajmuje.
Powodzenia przy Zmianach! :)
Dzięki, Wiola, odzywaj się częściej! :)
Jeszcze tak perfekcyjnie dopracowanego podsumowania nie widziałam. Z wielką przyjemnością przeszłam przez cały alfabet. Wyobrażałam sobie, że siedzę u koleżanki na herbacie i z wypiekami na twarzy słucham jej opowieści. Twój blog jest dla mnie wielką inspiracją. Jestem nim całkowicie zauroczona, bo każdy post to perfekcjonizm i 100% dawka wiedzy. Gdy mam więcej czasu, Twój blog jest jednym z tych, do którego często wracam. Szperam po archiwum, podziwiam i inspiruję się. Bardzo Ci dziękuję za dzielenie się swoją kreatywną duszą. Pozdrawiam bardzo ciepło. Kinga
Kinga, pięknie Ci dziękuję za ten komentarz! Cudownie przeczytać tyle miłych słów z samego rana :)
Świetny alfabet :-). Mistrzostwo.
Ja też nie ogarniam ilości książek, ale co poradzę, kocham je :-).
Pozdrawiam serdecznie!
Nigdy nie robiłam podsumowań, a noworoczne postanowienia przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Kiedy jednak patrzę na Twój alfabet, dochodzę do wniosku, że może nie jest to wcale takie straszne… Tak, straszne. Myślę, że ta niechęć do podsumowań i postanowień to tak naprawdę lęk przed uświadomieniem sobie, ile rzeczy się nie udało i strach, że deklaracje, które sobie złożę 1 stycznia, przepadną po miesiącu w chaosie codzienności… Ale może jednak warto zrobić sobie taką listę osiągnięć i porażek, skonfrontować się z własnymi słabościami i powiedzieć sobie jasno, co wymaga natychmiastowej zmiany. Świetny post – bardzo Ci za niego dziękuję :)
Mnie zawsze przerażało nie tylko to, o czym wspominasz, ale również cała otoczka – konieczność długiego rozpamiętywania, patetycznych wniosków. Alfabet tworzy się dość spontanicznie i chyba w tym tkwi cały jego urok :)
Fajny pomysł na podsumowanie :)
Świetny wpis. Brakuje mi tylko linku przy „serialach, przy których lubię się wyłączyć” :)
Rzeczywiście! Dzięki za czujność :)