Przychodzi taki moment, kiedy przestajesz przewracać oczami, słysząc początek zdania: „Za moich czasów…” i ze zgrozą odkrywasz, że sam zaczynasz myśleć w podobny sposób. Kiedy ktoś wspomina o 2000 roku, myślisz: „Przecież to całkiem niedawno”, a zaraz potem uderza Cię myśl, że od tamtego momentu minęło już ponad piętnaście lat. Wtedy też z reguły uświadamiasz sobie, że czynności, które jeszcze niedawno były czymś zupełnie normalnym, a nawet całkiem nowoczesnym, dziś u młodszego pokolenia wywołują niemałe zdziwienie.
W dokładnie ten sam sposób zaczęłam pierwszą część wpisu o zapomnianych zwyczajach. Wpis, który opublikowałam jako humorystyczno-sentymentalny przerywnik, wywołał w komentarzach całą lawinę wspomnień. Od tamtej publikacji minęło już kilka miesięcy, a ponieważ w moim notatniku znowu uzbierało się trochę zapisków z nią związanych, pomyślałam, że może warto pokusić się o kolejną część. Mam nadzieję, że będzie równie ciekawa!
Stresujące rozmowy telefoniczne
Przedstawianie się na początku każdej rozmowy, domyślanie się, kto jest po drugiej stronie, świadomość, że słyszą Cię wszyscy domownicy. Nie wspominając już o obawie, że słuchawkę podniosą rodzice znajomego, do którego dzwonimy! Nie da się ukryć, korzystanie z telefonu stacjonarnego wiązało się z niemałym stresem. Szybko przyzwyczailiśmy się do wygody, jaką dają telefony komórkowe. Trudno dziś wyobrazić sobie brak identyfikacji numeru, czy konieczność prowadzenia prywatnych rozmów na środku przedpokoju (gdzie zazwyczaj znajdował się telefon).
Oszczędne robienie zdjęć
Klisza w aparacie z reguły dawała możliwość zrobienia ponad dwudziestu zdjęć. Nic dziwnego, że do fotografowania podchodziliśmy dość oszczędnie. Każdy kard musiał być przemyślany – w końcu każdą taką kliszę trzeba było potem wywołać i za to zapłacić. A jakby tego było mało – nigdy nie było pewności, jak wyszło dane zdjęcie. Efekt był widoczny dopiero po wywołaniu i nie ma co kryć – często rozczarowywał. Strasznie trudno uwierzyć, że w tym uczestniczyliśmy, gdy dziś przed wrzuceniem zdjęcia na Instagram robimy dziesiątki ujęć jednego przedmiotu, prawda?
Poszukiwanie kontaktów w książce telefonicznej
Kto pamięta jeszcze tę wielgachną, żółtą księgę? Zbiór numerów telefonów mieszkańców miasta, namiarów na usługodawców, reklam lokalnych firm. Gdy tylko nauczyłam się czytać, potrafiłam spędzić mnóstwo czasu, wyszukując po nazwiskach numery telefonów do wszystkich osób, które znałam. Książka telefoniczna to taka namiastka internetu sprzed 20 lat. Przy okazji była również idealnym obciążeniem, gdy trzeba było coś skleić lub wyprostować.
Kupowanie gazet i skrupulatne czytanie rubryk intymnych
Myślę, że nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że każdy, kto ma obecnie ciut więcej niż 18 lat, przeszedł okres kupowania głupich gazet. Pewnie przytoczylibyście kilka tytułów bez najmniejszego problemu. Gazety te niemal zawsze zawierały działy typu „Pytania intymne”, w których redaktorki odpowiadały na zagadnienia związane z życiem intymnym nastolatków. W pruderyjnych latach 90. dla wielu małolat było to jedyne źródło odpowiedzi na tego typu dylematy, nic więc dziwnego, że niejednokrotnie czytało się to z wypiekami na twarzy.
Prezentacje pełne… wszystkiego
Wstawianie clipartów, obiektów WordArt, przejść i dźwięków w Power Point wydawało się szczytem komputerowych umiejętności, więc każdy, kto posiadł tę zdolność, miał potrzebę wykorzystywania jej dosłownie wszędzie. Kolorowy nagłówek, kolorowy cień, dwa wjeżdżające z różnych stron cliparty i dźwięk samochodu na dokładkę – ot, prezentacyjna norma. Co więcej, zakorzeniło się to w nas tak głęboko, że jeszcze całkiem niedawno, gdy kończyłam studia, trafiałam na takie perełki wśród prezentacji wykładowców. O ile większość pozostałych zwyczajów wspominam z sentymentem, na myśl o tym mam dreszcze. O zasadach tworzenia dobrych prezentacji, pisałam jakiś czas temu we wpisie: Jak zrobić dobrą (i ładną) prezentację?
Fenomen „złotych myśli”
Jak najprościej opisać złote myśli? Był to zeszyt, na którego pierwszych stronach wypisywało się listę banalnych pytań. Imię, drugie imię, imię psa, znak zodiaku, ulubiony przedmiot, ulubiony kolor (było tego czasem nawet z 60!). Zeszyt dawało się koleżance lub koledze, ci wklejali do niego kopertę i umieszczali w niej kartkę z odpowiedziami na te szalenie istotne pytania. Kartkę się wyjmowało, a zeszyt przekazywało dalej. Do dziś nie potrafię wytłumaczyć sensu tego zwyczaju, ale trzeba przyznać, że zasięgi miał naprawdę niezłe – zdarzało się, że odpowiadałam na pytania o ulubione… wszystko po kilka razy w tygodniu.
Regularne czyszczenie skrzynki odbiorczej w telefonie
Wspomnienie, na które naprowadził mnie jeden z komentarzy pod poprzednim wpisem. Pamiętacie jeszcze, że początkowo skrzynki odbiorcze miały ograniczoną pojemność i mieściły jedynie 30 SMS-ów? Trzeba było decydować, które z wiadomości są warte zachowania, a trzeba przyznać, że dostawało się ich kiedyś zdecydowanie więcej niż teraz. Ten przykład idealnie pokazuje, jak często nie zwracamy uwagi na rzeczy, które teraz wydają się zupełnie oczywiste, choć jeszcze niedawno były sporym utrapieniem.
Wieszanie na ścianie fluorescencyjnych gwiazd
Pamiętam ten zachwyt, gdy po raz pierwszy zobaczyłam je w jakiejś reklamie. Wyobrażałam sobie, że moja ściana i sufit będą wyglądać jak niebo nocą, a kiedy w końcu po kilku latach je kupiłam, moja reakcja sprowadzała się do: „Serio, tylko tyle?”. W telewizji wszystko wyglądało jakoś… lepiej. A może to ja byłam już za stara na takie bajery?
Wysyłanie pocztówek z wakacji (i nie tylko)
Poczta była obowiązkowym punktem każdych wakacji. Nie wspominając już o wyprawach po zapasy pocztówek przed każdymi świętami. Z czasem ten zwyczaj jakoś zaniknął. Pojawiły się maile, SMSy i choć zupełnie zrozumiałe jest, że to wygodniejsza forma i trudno było tego uniknąć, czasem pojawia się mała tęsknota. W końcu dostawanie przesyłek to takie fajne uczucie! Na szczęście są osoby, które dbają o to, by ten zwyczaj nie zniknął bezpowrotnie. Pewnie słyszeliście o stronach typu „postcrossing”, które umożliwiają wysyłanie i otrzymywanie pocztówek z najdalszych zakątków świata. Jeśli nie, koniecznie poczytajcie.
[separator type=”thin”]
Jest coś, co dopisalibyście do swojej listy zapomnianych czynności?
Miałam zeszyt, w którym spisane były najważniejsze SMS-y, które nie zmieściły się w skrzynce, swoją drogą ciekawe, gdzie się podział. :) Teraz chyba musiałabym spisywać „Ok” albo „Za 15 minut”… ;)
I złote myśli! Pierwsze pytanie, które się sprawdzało po czyimś wpisie to „Czy masz chłopaka/dziewczynę” :D
To prawda – kiedyś w SMS-ach rozpisywaliśmy się o wiele bardziej. W mojej skrzynce też dominują pojedyncze słowa, wszystko przejęły komunikatory :)
haha,też mam taki zeszyt,bo jak zapchała się skrzynka w telefonie(choć ta cegła z 1,5centymetrowym wyświetlaczem nie przypominała nijak telefonu :-D ),a chciałam móc dalej się podniecać sms-em od wtedy jeszcze chłopaka,że mnie bardzo lubi-trzeba było przepisać ;-)
60 pytań?! Nasze miały po 100+ :D I te rubryki z poradami… To były czasy. :)
U mnie więcej niż 60 pytań wywoływało protesty – zwłaszcza płci męskiej :)
No pewnie, u nas chłopakom się zwykle nie chciało, ale nie było zmiłuj :D
So true:) Co to byly za czasy!
Uważam się za bardzo młodą osobę, ale po przeczytanie tego tekstu…. matko jaka ja jestem stara, haha wszystko niby tak niedawno się robiło, ale fakt jest taki, że poszło w zapomnienie i teraźniejsze dzieciaki tego nie znają, bo które z nich w podstawówce ma złote myśli? Albo aparat na klisze na wycieczce szkolnej? :) Miło powspominać i uświadomić sobie, że czasy podstawówki już dawno za mną :)
Teraz jest Ask :D
Ach, cudowne lata dziewięćdziesiąte… ostatnio czytałam swoje Złote Myśli, które miały 200 pytań i odpowiedzi ludzi ze szkoły, o których szybko bym zapomniała gdyby nie fb… :) I telefony z tarczą. Super było!
W sumie czasami tęsknię trochę za tamtymi czasami, albo właściwiej było by powiedzieć za niektórymi rzeczami. Pamiętam jak poznałam koleżankę na wakacjach i nawet przez dłuższy czas pisałyśmy ze sobą listy jakie to było cudowne uczucie kiedy w skrzynce w końcu był list ;) Złote myśli też były bardzo popularne i chyba nawet do tej pory mam gdzieś swój zeszyt :)
To wszystko takie prawdziwe! Od razu wzięło mnie na wspominki :)
Ojej… ale przywołałaś moje dzieciństwo. :) To były piękne rzeczy. Na całe szczęście mama zabraniała mi kupować tych bzdurnych gazetek, więc co prawda znam tytuły, ale raczej rzadko miałam styczność z poradami.
Ja nadal wysyłam kartki z wakacji (moi znajomi z resztą też) i w tym roku powróciłam do tradycji wysyłania kartek na święta. Ja mam frajdę, a taka kartka jest prezentem i pamiątką w jednym.
świetny tekst! ;)
Ja pamiętam puszczanie tak zwanych „strzałek” – dzwoniło się go kogoś, był jeden-dwa sygnały i się rozłączało :D Coś w stylu zaczepki na facebooku :D
Ach i te pamiętniki z wierszykami, złote myśli – ja pamiętam, że miały nawet więcej niż 100 pytań i jedno z nich brzmiało: Daj mi coś fajnego, a więc wrzucało się naklejki, znaczki i inne pierdółki :P
Tak, „puszczanie strzałek” i ten wieczny dylemat: po ilu razach to skończyć ;)
hahaha, genialne!!! Jak się cieszę, że żyłam w takich super czasach! ps. A pocztówki wysyłam nadal
Jak już jesteśmy przy SMSach, to pamiętam, że kiedyś – przy cenie ok. 50 groszy za jeden – pisało się je dużo bardziej oszczędnie i liczyło znaki, żeby na pewno zmieścić się w limicie. Polskie litery były na wagę złota, bo „kosztowały” nas aż kilka znaków :) Za to na telefonach z fizyczną klawiaturą można było pisać SMSy nawet bez patrzenia, na ślepo wyczuwając klawisze :)
…a żeby zmieścić więcej PisałoSięMniejWięcejWTakiSposób :D
Tak!!! Pamiętam, że jeden chłopak miał do mnie straszne pretensje, że w takiej formie napisałam do niego smsa, bo uważał, że jestem strasznie oszczędna i mi nie zależy ;-).
O nie, padłam :D
TAK! A w wersjach ekstremalnych NwtWtenSpsb :)
Niby młoda jestem, ale urodziłam się jeszcze w XX wieku, i na Złote Myśli się nawet załapałam… I takie prezentacje też robiłam, teraz nie mam nawet PowerPointa, a w mojej szkole prezentacje są niżej oceniane ;) Pocztówki nadal wysyłam, czasami nawet listy z wakacji, gdy się idzie do skrzynki z takimi siedmioma pocztówkami to człowiek czuje, że ma dla kogo żyć :D Ja lubię telefon stacjonarny. Nadal go mam, taki z wielką słuchawką, lepiej przez niego wszystko słyszę, i wręcz łatwiej mi się tak rozmawia. Nie mam obaw przed odbieraniem takiego telefonu, w końcu robię to całe życie. Najzabawniej jest,… Czytaj więcej »
Wspaniały post! :) Mam 22 lata, a pamiętam wszystkie zwyczaje, które opisałaś. U mnie jeszcze dochodziło oglądanie telezakupów Mango czasem przez kilka godzin dziennie i chęć posiadania większości z przedstawianych tam bubli :D Pamiętam też, jak odkryłam z siostrą opcję „telegazety” na pilocie TV – przeglądałyśmy razem nie tylko program konkretnych stacji, ale też przeróżne ogłoszenia… taka namiastka internetu ;) Pierwsza komórka – to dopiero było przeżycie! We wszystkich gazetach dla nastolatek wyszukiwałam strony z tapetami (typu Wapster) i dzwonkami – najpierw „mono”, później „poli”. Za 1,22 zł ściągałam sobie tapetę i byłam wniebowzięta. A potem przesyłałam przyjaciółce. Przez Irdę… Czytaj więcej »
O tak, ja też zawsze przeglądałam te oferty tapet i dzwonków. A jaka byłam zadowolona, kiedy w końcu coś kupiłam! Szaleństwo :)
Do tej pory z każdego wyjazdu urlopowego wysyłam rodzicom pocztówkę! Taki nasz zwyczaj-oni też wysyłają na domowy adres mimo że z nas, dzieci ;), już nikt już nie mieszka. Pocztówki lądują na lodówce razem z pamiątkowymi magnesami.
Moi bracia również mają głęboko zakorzeniony zwyczaj wysyłania pocztówki rodzicom ;) Kiedyś wysyłało się do wszystkich (koleżanki, babcia itp).
Piękny zwyczaj :)
Pocztówki kolekcjonuję, ale nigdzie nie wyjeżdżam, więc w sumie nie mam szans wysyłać.
Za to fluorescencyjne gwiazdki kupiłam córce i jestem z nich bardzo zadowolona :)
Ja do tej pory z każdego wyjazdu wysyłam pocztówkę do Dziadków. Mają w zbiorach pamiątki po wszystkich moich wakacjach!
Ale jaja, u nas do Złotych Myśli nie wklejaliśmy kopert i nie wrzucaliśmy osobno odpowiedzi. To ma sens! U nas wszyscy walili prosto do zeszytu i każdy mógł czytać innych odpowiedzi :D
Czyli że u mnie to był jakiś wyższy level prywatności? :D Dobrze wiedzieć!
Ejno, ja wysyła i otrzymuję mnóstwo pocztówek :)
Ja w pokoju, który urządzałam 5 lat temu miałam fluorescencyjne gwiazdki! :D A pocztówki wysyłam ^^ A w złotych myślach u nas się pisało bezpośrednio w zeszycie, więc dochodził dodatkowy stres, że ktoś przeczyta :D
Świetny post! Totalnie się pod nim podpisuję!
Chyba jestem stara, bo kojarzę wszystko :D Haha. A gwiazdy na suficie to było spełnienie moich marzeń – do dzisiaj mi zostało parę w pudełku, bo tak oszczędzałam ;)
Pamiętam wszystko, starość nie radość ;). W babskich gazetkach dla mnie najciekawsze były dodatki – kosmetyki. To było pierwsze, legalne źródło z którego brałam akcesoria do makijażu nie narażając się na wywody mamy o tym, że na makijaż jestem za młoda. Polowało się w kioskach na najfajniejsze gratisy, a potem wymieniało z koleżankami.
Złote Myśli pamiętam trochę inaczej, wszyscy odpowiadali w zeszycie nie w kopertach, a jak zeszyt był pełen, to robiło się nowy. I na końcu zawsze było pytanie „czy mnie lubisz?”
Racja, czasem zaliczało się wszystkie okoliczne kioski, by zdobyć wypatrzony gratis do gazety :)
Pocztówki wysyłam nadal. Z wakacji, przed świętami, czasem bez okazji. Zawsze mam wrażenie, że osoba, która taką pocztówkę ode mnie dostaje docenia fakt, że chciało mi się wybrać jakąś ładną/zabawną kartkę i skreślić na niej kilka zdań. Te wysyłane bez okazji dodatkowo sprawiają radość, bo są niespodziewane.
Też miałam te gwiazdki! Ale to była atrakcja:)
Ostatnio robiłam porządki i właśnie wyrzucałam stare „złote myśli”- jakie te pytania były zabawne, totalnie z kosmosu!:D
I znowu Twój wpis wywołał u mnie lawinę wspomnień :):) Pamiętam rozmowy z przyjaciółką przez telefon stacjonarny i ten strach, że nawet przez przypadek rodzice podniosą drugą słuchawkę w pokoju i usłyszą o czym mówimy :):) I złote myśli też pamiętam, tylko że u nas nazywało się to PELE-MELE :) Zawsze najwięcej emocji budziło danie tego zeszytu osobie, w której było się zakochanym i to czekanie z bijącym sercem na odpowiedź o imię sympatii :) Oj to były fajne czasy :)
Kinga
Kartki z wakacji – super były. Do tej pory wysyłam do rodziców, gdy jestem gdzieś w bardziej egzotycznym miejscu. Albo na święta.
Uwielbiałam ten dreszczyk emocji, gdy dostawałam wywołane zdjęcia, najlepiej wakacyjne, od fotografa :) I ten ból, gdy się okazało, że z kliszą było coś nie tak i wszystkie zdjęcia z obozu były zniszczone…
Znam to uczucie! Tyle czekania na zdjęcia i klops – wszystkie do wyrzucenia.
Ja kartki wysyłam nadal – cała rodzina sobie żartuje, że jestem w tej kwestii betonem, bo przecież są maile i smsy, ale ja uważam, że nie ma nic przyjemniejszego niż wyciągnięcie ze skrzynki na listy czegoś więcej niż rachunek za prąd czy wezwania do zapłaty. Sama uśmiecham się od ucha do ucha, gdy dostaję kopertę, która nie wygląda na urzędową :-) Złote myśli pamiętam doskonale, albo pamiętniki i zaginanie narożników, rysowanie pod tym zagięciem jakiejś krzywej mordki i podpis: kto tu zagląda, ten tak wygląda :-) uśmiałam się na to wspomnienie przed chwilą :) Telegazeta to było coś! I korespondencyjne… Czytaj więcej »
Ja bym dodała Telegazetę!:)) i te gwiazdki, to był hit:)
Telegazeta pojawiła się w pierwszej części wpisu :)
Vandrer do tej pory ma gdzieś gwiazdki. Hit czy kit ale atmosferę robiły;)
Z gazet czytalam Bravo. Złote myśli u mnie to po prostu pytania i dalej odpowiedzi, i czasem robiło się to tak, że dawało się chłopakowi który się podobał dziewczynom by zdobyć jego numer oczywiście domowy… U mnie do wspominek należy jeszcze konsola do gier Pegasus, lub Comodore, dziś zapomniane już i zastąpione przes PS lub Xboxy :)
Mam wrażenie, że „złote myśli” zakładało się właśnie przede wszystkim z myślą o wręczeniu ich sympatii :D
Jeeeezu, jakie to prawdziwe!
Ooo super ten wpis! Miło powspominać tak dawniejsze czasy :) Choć wydaję się tak nie tak dawno jak było :)
O kurczę, faktycznie to było 15 lat temu :P masakra.
W sumie to ja bym jeszcze dodała pisanie smsów bez snaków spacji co by zaoszczędzić na kasie, bo wtedy każdy miał telefon na kartę :)
Prawie o tym wszystkim zapomniałam! Niech każdy mówi co chce, ale kiedyś to wszystko było na porządku dziennym, a np. złote myśli to przecież były hicior! A jak ktoś w ogóle miał telefon to był królem na dzielni! :)
Chyba najbardziej z tego wszystkiego brakuje mi wysyłania pocztówek i listów. Kiedyś dosłownie pisałam z całą Polską :) Fluorescencyjne gwiazdki to się jeszcze wiesza. Moja chrześnica ma i syn jak zobaczył to też stwierdził, że mu się podobają. Pamiętam jak miałam pierwsze doświadczenie z aparatem cyfrowym. To było takie WOW, że można obejrzeć aż TYLE zdjęć!
Zaliczyam je wszystkie za młodu ?.. Kiedyś to były czasy :)
Ja właśnie dzisiaj wywołałam zdjęcia z aparatu na kliszę :) Jakiś czas temu kupiłam jednorazówkę na kliszę na allegro- fakt, jedne wyszły lepszej jakości, drugie gorszej, ale radość przeglądania BEZCENNA. Kupiłam specjalnie nawet taki dziadowski album w kwiatki „jak kiedyś” :D
Chyba też muszę spróbować! :)
„Oszczędne robienie zdjęć” wraca. Najpierw było to szczytem „hipsterstwa”, obecnie artyzmu, chociaż zaczyna przechodzić po prostu w dobrą zabawę. Sama moda na paraloidy, która wróciła o tym świadczy, a jak ktoś znajdzie stary, ale działający aparat rodziców, to jest szczyt szczęścia.
A pocztówki wysyłam! I to uwielbiam i zaraziłam nawet swoich znajomych, którzy stwierdzili nagle, że to świetne uczucie dostać pocztę. Prawdziwą pocztę. Ostatnio wydałam fortunę na pocztę w Kanadzie, a jak kupowałam kartki (piękne, w tylu vintage!), to kobieta w sklepie spytała, czy będę je wysyłać. Jak usłyszała, że tak, to była bezgranicznie zachwycona.
Właściwie to nie mam nic przeciwko takim powrotom – może to jakiś sposób na wyrobienie sobie zwyczaju robienia przemyślanych zdjęć? :)
Z tymi prezenatcjami to czy ja wiem… myślę, że wciąż wiele jest to nauczenia.
Nie da się ukryć, ale myślę. że i tak jest już dużo lepiej :)
Ojej, wróciły dobre wspomnienia:) U mnie „Złote myśli” nosiły nazwę „Pele mele” i nie mogę sobie wybaczyć, że gdzieś zgubiłam tą kopalnię małych tajemnic moich znajomych. Nie wiem, jak u Ciebie, ale gdy sięgam pamięcią wstecz – mam wrażenie, że wszystkie te pytania były ozdobą tego najważniejszego „Kto Ci się podoba?” :D
Fakt, zawsze od tego się zaczynało! :)
och udało mi się zaliczyć to wszystko niewiele lat wstecz, a jednak pamięta się takie rzeczy i naprawdę zawsze zostaje sentyment, nie wiem czy będę tak pamiętać robienie zdjęć na snapa czy do instagrama. A złote myśli, mam chyba parę takich zeszytów, a ile razy to się zgubił
Jak fajnie, że napisałaś o tym, ponieważ na co dzień nie myśli się o takich rzeczach, a przecież faktycznie tak było :) I te zdjęcia na kliszy do wywołania… Ah, wspomnienia! A co do pocztówek, to sama wysyłam je do dziś. Uważam, że to bardzo miły gest :)
Pozdrawiam!
A zbieranie karteczek z postaciami z bajek? Najpierw chyba były takie małe mieściły się w albumie 9×13 a później takie większe i na przerwach wszyscy z segregatorami wymieniali się. Dzisiaj dzieci już chyba tak nie robią?
To prawda :) Fenomen jeszcze większy niż złote myśli :)
Ja do dziś wysyłam kartki na święta. Co roku wysyłam okołu 25 kartek, ale robi się to co raz droższe. Znaczek na zwykły list osiągnął cenę 2zł. Staram się zawsze, żeby to było coś wyjątkowego i zawszę liczę na kartkę zwrotną. Niestety zazwyczaj dostaje około 3-4 kartek i 100 smsów.
Świetny wpis, bardzo mi się podoba, że nie podążasz ślepo za innymi blogerami z ich pomysłami na posty, bo takiego nie widziałam dawno. A zawsze fajnie poczytać o czymś takim, powspominać :) Dopiero odkrywam Twojego bloga, ale jestem zachwycona, bo poruszasz bliskie mi tematy, a do tego sama zaczynam się interesować grafiką komputerową i chcę tego spróbować na pewno w najbliższym czasie :) Pogrzebię więc w Twoich poradach! :) Fajnie, gdybyś zaktualizowała swoją listę ulubionych aplikacji na androida czy narzędzi do Tworzenia grafik itp. Jeśli chodzi o te pierwsze, widzę, że post z 2014, a już na pewno wiele zdążyło… Czytaj więcej »
Agnieszka, wielkie dzięki za komentarz, urosłam! Wpisałam Twoje propozycje na listę pomysłów na wpisy, na pewno pomyślę o aktualizacji :)
wciąż stesują mnie rozmowy telefonicnzie i regularnie czyszczę skrzynkę odbiorczą. Wysyłam pocztówki :)
Rewelacyjny wpis! Wywołał na mojej twarzy niejeden uśmiech i sprawił, że chwilkę pomyślałam nad tym, co było kiedyś. Książka telefoniczna, czyszczenie smsów, gwiazdki na suficie i prezentacje pełne wszystkiego… Znam to! :)
jeeeej, tak! nie tak dawno sama uzylam tego zdania: „za moich czasow…” i pozniej zaczelam sie glosno smiac :D ze to chyba juz ten etap :D no ale milo tak sobie powspominac! i dzieki Tobie przypomnialam sobie o tych wszystkich rzeczach, bo z kazda sie moge zidentyfikowac :)
ja pamietam jeszcze zbieranie karteczek do segregatora i wymienianie sie nimi :) do bylo cos! :D
Tak, karteczki to chyba takie pierwsze „zbieractwo” każdego, kto urodził się na przełomie lat 80. i 90. :)
Tych z wczesnych lat 80 karteczki też nie ominęły :)