Stworzyłam swój pierwszy blog w czasach, gdy najwyższą formą oryginalności była umiejętność dodawania migająco-grających elementów, przez które dziś potencjalny czytelnik uciekłby w popłochu. Nie miałam wówczas pojęcia co robię, jak powinnam to robić i przede wszystkim po co to robię. Dziś, wiele lat i wiele blogów później, bez cienia wątpliwości mogę uznać, że sporo się przez ten czas nauczyłam. Popełniłam wiele małych i dużych błędów, miałam setki dylematów, poznałam wiele punktów widzenia, a przede wszystkim zaczęłam inaczej patrzeć na wiele spraw.
Nie myślcie jednak, że postanowiłam przedstawić się światu jak ta, która osiągnęła najwyższy z możliwych poziomów blogowania. Możliwe, że nie jestem nawet w połowie drogi, o ile w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek skończonej liczbie szczebli zaawansowania. Ciągle popełniam duże błędy, ciągle uczę się czegoś nowego, być może za rok pomysł jawiący się dziś jako nadzwyczajny, uznam za porażkę. Pomyślałam jednak, że gdybym teraz zaczynała całą tę przygodę od nowa, chciałabym posłuchać rad kogoś, kto czegoś w tej kwestii doświadczył.
Mówią, że każdy bloger musi od czasu do czasu pobawić się w specjalistę od blogosfery, czasem trudno się oprzeć. Zdarzało mi się już poruszać takie tematy, ale uznałam, że wpadłam w nich w zbyt mentorski ton. Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz, tym razem jednak chcę dzielić się doświadczeniami, bez zadęcia, tak po ludzku, jak dobra znajoma. Starałam się nie pisać o oczywistościach typu: „wybór odpowiedniego szablonu to podstawa”, skupiłam się na dylematach, które najczęściej zmuszały mnie do blogowych refleksji.
1) Nie da się dogodzić wszystkim czytelnikom
- tło jest za jasne,
- tło jest za ciemne,
- tapety powinny być jeszcze bardziej minimalistyczne,
- tapety są zbyt minimalistyczne i powinno być na nich więcej kolorów i grafik.
Jak w tej sytuacji się dopasować? Zrobię ciemne tło – będą narzekać zwolennicy jasnego, zrobię jasne – będzie odwrotnie. Początkowo taka próba dostosowania się do odbiorców spędzała mi sen z powiek, ale uświadomiłam sobie, że nawet jeśli dopasuję tapety do każdej z powyższych grup, zaraz znajdą się kolejne, twierdzące, że wolą grafikę pośrodku, wersję bez kalendarza, wersję bez obrazka itd. W efekcie wpis z tapetą tworzyłabym przez trzy dni, publikowałabym dziesiątki wersji przez kilka godzin i po kwartale narosłaby we mnie taka frustracja, że darowałabym sobie tworzenie czegokolwiek. Sugestie czytelników są ważne, ale próba reagowania na wszystkie grozi obłędem.
2) Jakość to kwestia chęci, nie zasobności portfela
Pierwsze wpisy, pierwsze komentarze, odkrywanie blogosfery. Ląduję na popularnym blogu kulinarnym, podziwiam piękne zdjęcia, rozpływam się nad przejrzystością treści, oglądam pastelowe gadżety kuchenne, po czym stwierdzam: „Ach, gdybym tylko miała tyle pieniędzy, byłabym o wiele lepszą blogerką”. Lubimy wykorzystywać pieniądze jako wymówkę, to najłatwiejszy sposób na pozbycie się wyrzutów sumienia. Zamiast pomyśleć: „Hej, przecież ja też tak mogę” i podjąć próbę, wolimy z góry założyć, że ktoś ma nadprzyrodzone zdolności, bogatego męża lub nieprzeciętną inteligencję i nie robić nic.
Tymczasem jakość treści na naszych blogach to ogromnej mierze kwestia chęci. Aparatem kompaktowym możemy tworzyć piękne zdjęcia, gdy tylko przestaniemy sprowadzać jego obsługę do naciskania spustu w trybie automatycznym. Ba, nie musimy wcale posiadać aparatu, jeśli tylko znamy strony oferujące darmowe zdjęcia. Grafiki do wpisów nie wymagają zakupu dostępu do Illustratora, ani nawet szczególnych umiejętności, wystarczy skorzystać z jednego z darmowych narzędzi, a dostosowanie kodu CSS szablonu wcale nie jest tak trudną sprawą, jak wszystkim się wydaje.
Z perspektywy czasu widzę, że rola dobrego sprzętu w tworzeniu jakościowych treści jest nieoceniona, ale sądzę, że nie należy jej również przeceniać. W końcu niemal nikt nie zaczynał swojej przygody z blogowaniem od wydawania rocznej pensji na sprzęt i gadżety. Trzy podstawowe słowa to: chęć, próby i starania, reszta przyjdzie z czasem.
3) Czytelnicy odchodzą
Pierwszy komentarz z cyklu: „Przestałam tu zaglądać” był jak kubeł zimnej wody. Ale jak to? Dlaczego? Co robię źle? Przez jakiś czas czułam się z tą myślą fatalnie. Zaczęłam jednak myśleć o tym, jak wiele blogów przewinęło się przez moje zakładki przez te kilka lat. Jak wiele z nich śledziłam regularnie, a teraz co najwyżej wpadam raz w miesiącu, by pobieżnie nadrobić popularne wpisy. Czy to oznacza, że ich autorzy przestali być dobrzy w tym, co robią? Absolutnie nie. Może nasze zainteresowania gdzieś po drodze się rozminęły, może zwyczajnie zabrakło czasu lub pojawiły się inne, bliższe mi miejsca.
Zmiana tematyki, pojawienie się nowego rodzaju wpisów, czy w ogóle nowej jakości na blogu często powoduje, że czytelnicy odchodzą. Wiąże się to bezpośrednio z tym, o czym pisałam w punkcie pierwszym – nie dogodzimy wszystkim. Przez cały okres istnienia bloga zmienia się autor, jego poglądy, zainteresowania, dorastają również czytelnicy i zupełnie naturalną rzeczą jest to, że w pewnym momencie niektórym może być ze sobą nie po drodze. Dopóki w miejsce odchodzących czytelników pojawiają się nowi, nie ma tu żadnych powodów do zmartwień.
4) Z zakupem domeny nie warto zwlekać
Gdybym teraz zaczynała przygodę z pisaniem bloga, nie zastanawiałabym się ani sekundy nad zakupem domeny z trzech bardzo prostych powodów:
- Gdy po ponad dwóch latach blogowania zdecydowałam się na zakup domeny, straciłam pozycję wszystkich moich dotychczasowych wpisów w Google. To jeden z moich największych błędów.
- Opłata za pierwszy rok korzystania z domeny oscyluje w granicach 10zł, czasem nawet nie musimy płacić nic. Jeśli więc planujemy jedynie sprawdzić się w blogowaniu, ten rok pozwoli nam oszacować, czy warto brnąć w to dalej i nie stracimy zbyt wiele.
- Nikt nie daje nam gwarancji, że interesująca nas nazwa domeny będzie dostępna, gdy po jakimś czasie zdecydujemy się na jej zakup (a gwarantuję, że wszyscy prędzej czy później to rozważają).
5) Dobre pomysły wymagają natychmiastowego zapisywania
Wolę nawet nie myśleć, jak wiele dobrych pomysłów uciekło mi z pamięci, kiedy jeszcze nie prowadziłam blogowego zeszytu. Zawsze wierzyłam w moc swojego zapamiętywania, a potem boleśnie przekonywałam się, że jednak nie jest z tym tak dobrze, jak sądziłam. Zeszyt towarzyszy mi od dwóch lat. Mam w nim cztery sekcje:
- Tematy wpisów. W tej chwili to 55-punktowa lista. Zdaje sobie sprawę, że prawdopodobnie nie wykorzystam nawet połowy, ale wolę mieć kiepskie pomysły na kartce, niż świadomość przegapienia choćby jednego dobrego.
- Książki. Pozycje, które chciałabym przeczytać w celu uzupełnienia wiedzy na jakiś temat związany z planowanym wpisem.
- Facebook, grafiki, luźne myśli. Pomysły na krótkie przerywniki na Facebooku, grafiki itp. Często lądują tu straszne głupoty, które wymagają krytycznego spojrzenia po kilku godzinach i stwierdzenia: „przecież to bez sensu”.
- Rozwinięcia wpisów. Kiedy planuję wpis podobny do tego, który właśnie czytasz, zbieram swoje przemyślenia i obserwacje na długo przed tworzeniem. Każda połówka strony w tej sekcji ma na górze tytuł wpisu, który chcę w najbliższym czasie opublikować i gdy tylko przyjdzie mi do głowy jakaś myśl lub trafię na stronę internetową związaną z tematem, staram się zapisać choćby skrót myślowy, by nic nie uciekło.
Ta ostatnia część pojawiła się w zeszycie stosunkowo niedawno. Wcześniej zapisywałam tylko tematy wpisów, a potem pisałam wszystko z marszu, jednym ciągiem i po publikacji uświadamiałam sobie, że pominęłam całą masę rzeczy. Z taką ściągawką jest o wiele łatwiej.
6) Kurczowe trzymanie się regularności nie ma sensu
Regularne blogowanie wciąga. Sprawia, że statystyki rosną, a to napędza do jeszcze większej aktywności. Co więcej, w pewien sposób uzależniamy się od informacji zwrotnej od czytelników, od słów aprobaty, a nawet od zwykłej, ludzkiej wymiany doświadczeń, poglądów. Łatwo uznajemy, że wymaga się od nas nieustannego publikowania treści. Początkowo to świetne uczucie, ale po jakimś czasie zawsze przychodzi spadek formy. Można go przetrwać na różne sposoby, ale publikowanie za wszelką cenę według mnie jest najgorszym z nich.
Odkąd zaczęłam pisać, dopadło mnie co najmniej kilkanaście takich kryzysów. Na szczęście tylko kilka pierwszych postanowiłam zwalczać publikacjami typu: „Piękne wnętrze na dziś”. Czytelnicy od razu wyczuli, że nie wkładam w to zbyt wiele energii, a ja zrozumiałam, że od regularnych, nijakich wpisów zdecydowanie lepsze są te bezpośrednio związane z blogiem, przydatne i dobrze przygotowane. Dziś nie mam problemu z publikowaniem raz w tygodniu, bo mimo, że czasem karcicie mnie za rzadkie publikacje, wiem, że nie poświęcilibyście ich dla wpisów z kategorii: „zobaczcie, kupiłam sobie bluzkę”.
7) Nie ma czegoś takiego jak „wpis pewniak”
Ilekroć zakładałam, że wpis, który właśnie tworzę, będzie najlepszym wpisem w historii bloga, hitem nad hity, z fajerwerkami, oklaskami i fanfarami, ilość jego odsłon zamykała się w trzech tysiącach. Z kolei w najpopularniejszych wpisach dominują te, po których w ogóle nie spodziewałabym się tak ogromnego zainteresowania. Czasem naprawdę ciężko przewidzieć reakcję czytelników, zarówno w kontekście popularności, jak w kwestii odbioru, dlatego z czasem nauczyłam się nie oczekiwać zbyt wiele – po prostu pisać, tworzyć, publikować i brać na klatę akceptację (a nawet ekscytację) lub jej brak.
8) Priorytetem są obecni czytelnicy, nie potencjalni, ani utraceni
W pogoni za statystykami można się bardzo łatwo zatracić. Szukamy sposobów na zdobycie nowych czytelników, komentujemy inne blogi, udzielamy się na fan page’ach innych blogerów, rozważamy motywacje czytelników, którzy odeszli i w tym wszystkim czasem zapominamy, o tych, których wokół siebie zgromadziliśmy. O osobach, które zaglądają, komentują, zadają pytania, wspierają i… nie dostają odpowiedzi. Ten etap trwał u mnie bardzo krótko, ale skutecznie uświadomił mi, że nie tworzę dla ludzi, których mogę przyciągnąć, dla popularnych blogerów, których aprobatę mogę zyskać, dla osób, które ze znanych tylko sobie powodów stracili zainteresowanie moją twórczością. Piszę dla ludzi, których gromadzę wokół bloga i to właśnie im powinnam poświęcać największą uwagę.
Mam nadzieję, że moje refleksje w jakikolwiek sposób przyczynią się do rozwiania Waszych wątpliwości, niezależnie od tego, na jakim etapie blogowania jesteście. A jeśli nie jesteście blogerami, polecam Wam podobny wpis – 25 prawd, o których zawsze warto pamiętać. Nawet jeśli już go czytaliście, nie szkodzi, wracanie do niego bywa świetną opcją na zakończeniem dnia.
Moj blog ostatnio sporo zmienia sie tematycznie. Pewnie tez czesc czytelnikow nie przyjmie tego dobrze. Wykup własnej domeny motywuje, bo nie chcemy wyrzucac pieniedzy przez okno. Ale wazna jest nazywa, bo jak np u mnie zbyt szczegolowa moze byc ograniczeniem, gdy zechcemy rozszerzyc tematyke. Pozdrawiam serdecznie beata
Sądzę, że lepiej zmienić tematykę i pisać w zgodzie z własnymi zainteresowaniami, niż wbrew sobie spełniać oczekiwania czytelników. Kiedy robimy coś, co nas w jakiś sposób ogranicza, żadna ze stron nie będzie zadowolona :)
Bo blogowanie to ma być przede wszystkim przyjemność dla samej siebie ;)
Bardzo przydatne rady :-) Czytałam z ogromnym zaciekawieniem, ponieważ sama zaczynam blogować. Za mną dopiero dwa miesiące. Wszystkiego się uczę i chętnie wykorzystuję wiedzę innych w tej kwestii. Ogromną radość przynosi mi pisanie i prezentowanie Czytelnikom tego, co dla nich przygotowałam. Blogów modowo-lifestyle’owych jest w sieci jak grzybów po deszczu, słyszałam to setki razy zanim założyłam blog. Byłam zniechęcana z każdej strony. Na szczęście nie zignorowałam tego kiełkującego w głowie pomysłu i dziś cieszę się z posiadania własnego miejsca w sieci :-) Chyba nie wybaczyłabym sobie gdybym nie spróbowała. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Każdy szanujący bloger wykupuje swoją domenę.… Czytaj więcej »
Tu trzeba rozróżnić dwa pojęcia: domena i hosting. Domena jest wyłącznie adresem internetowym, nie daje nieograniczonych możliwości i na pewno nie przysparza blogowych współprac, ale w jakiś sposób świadczy o profesjonalnym podejściu do blogowania.
Cześć, zaglądam tu od jakiegoś czasu, czytam i myślę nad Tym, co piszesz. Jestem początkującą blogerką (kurde, chyba pierwszy raz użyłam tego określenia) i gdyby nie uczelniany projekt, nigdy bym w to nie weszła. Mądry tekst, zachowam go w zakładkach, jak zgubię wenę, otworzę go i poczytam dla uspokojenia. Pozdrawiam :))
Też jestem początkującą blogerką i również zapiszę ten tekst w zakładach.
Dziękuję! :)
Od ponad roku prowadzę bloga i też dałabym wiele, aby wtedy wiedzieć wszystko to co wiem teraz:)
Bloguję już od dłuższego czasu, a i tak Twoje wskazówki wydają mi się cenne :) dzięki!
Co do pkt.2- zgadzam sie, choc sama kiedys myslalam inaczej. Czasem wystarczy przetrzec szybke w telefonie czy aparacie, by zrobic lepsze zdjecie. Wyczyścic dany produkt, stworzyc lepsza perspektywe i tlo.
Nad domena wciaz sie zastanawiam, a tematy wpisow z czasem sie zmienily i na pewno beda dalej, bo ja i moje myslenie tez sie zmienia. Mam notes zawsze pod reka (i ten w telefonie) i zawsze wszystko zapisuje. Bez tego polowa ulotnilaby sie z glowy.
Wskazówki świetne, wiele z nich stosuję, choć daleko mi do ideału, o ile taki w ogóle istnieje. Jedno jest pewne- zapisywać trzeba wszelkie pomysły- na swoją „super pamięć” też przestałam liczyć w tej kwestii i kupiłam blogowy notes :-)
Zapiszę sobie tego posta i na pewno będę do niego wracać, bo myślę że jeszcze mi się przyda ;) I chyba zacznę się rozglądać za kupnem domeny…
Bloguję od ponad roku… regularności mi brak, wygląd bloga jest w miarę dobry ( przynajmniej tak mi się wydaje), jednak cały czas mam wrażenie, że to co piszę jest całkowicie bez sensu… ponad to, nawet nie ma co za bardzo mówić o jakichś czytelnikach… :(
Dziękuję za ten wpis, dowiedziałam się tutaj kilku nowych rzeczy, dzięki którym może uda się jakoś rozwinąć moje miejsce w sieci :)
Oj tak, zapisywanie pomysłów to podstawa. Ja ciągle próbuję opracować specjalną matę na pomysły do powieszenia pod prysznicem, bo tam rodzi się ich najwięcej i nie mam jak zapisać. ;)
Jak już opracujesz to biorę jedną – mam to samo :D
To ja chcę taką do wanny :P
Dla mnie było ogromną motywacją, kiedy poleciłaś mnie u siebie w linkach. :) To bardzo dodało skrzydeł.
A tak w ogóle, to po niemal roku (ale zleciało!) blogowania, dopiero teraz mniej więcej klaruje mi się o czym chcę pisać. Wcześniej specjalnie nic sobie nie narzucałam, ruszałam to co akurat mnie ruszyło. To jest dobre i niedobre, bo można mieć straszny groch z kapustą a w efekcie – nic, ale też pozwala stwierdzić właśnie: w czym czujemy się najlepiej.
Jak zwykle Twój wpis: pomocny i miły do czytania :* Pozdrowieeeenia!
Zgadzam się co do popularności wpisów ;) często te, po których spodziewałabym się większej ilości wyświetleń przechodzą bez echa, natomiast te „niepozorne” mają dużo więcej wyświetleń. Chociaż do 3 tys wyśw. jednego posta dalej sporo mi brakuje.
Własna domena daje duzo satysfakcji. Nie ma co zwlekać :)
Pomysły na posty muszę w końcu zacząć zapisywać :)
Uważam tez, ze Disqus to tez ważny krok. Moze i komentarzy jest mniej ale za to cześciej toczą sie dyskusje :) i mam pewność, ze komentujący dostają informację o mojej odpowiedzi.
To prawda, Disqus wiele ułatwia :)
Postanowiłam dodać komentarz czego dawno nie robiłam, żeby zrobić Ci malutką przyjemność :-) Masz spore doświadczenie w blogowaniu i fajnie, że dzielisz się z innymi tą wiedzą. Każde przysłowiowe „5 groszy ” od siebie jest cenną radą dla początkujących :-) Trzymam kciuki za nich i za zaawansowanych blogerów!
Dziękuję, odzywaj się częściej! :)
Zgadzam się z Tobą w 100%… Nie można wszystkim dogodzić i przewidzieć, czy dany blog okaże się mega pomysłem czy super klapą… Trzeba robić swoje! Czuć, że to ma sens i sprawia przyjemność… A reszta sama przyjdzie ;) Pozdrawiam ciepło!
Człowiek uczy się przez całe życie :) Ja ciągle dojrzewam do prowadzenia bloga w zeszycie, wiem, że bardzo by mi to pomogło, a jednak jakoś nie mogę się przekonać :)
Poczekaj do pierwszych sytuacji z cyklu: „Kurczę, miałam dziś rano świetny pomysł na wpis. Co to było? Mam to na końcu języka, na pewno zaraz sobie przypomnę. No dobra, chyba jednak przepadło”. Wtedy od razu się przekonasz :)
hej. piszę niecały rok więc jestem jeszcze szczawikiem ;) też notuję pomysły robię takie „posty robocze” i tam wrzucam czasem sam temat a czasem kilka zdań, link…bo inaczej nic bym nie pamiętała chyba ;) fajny tekst i przydatny, zresztą poczytuję tu od jakiegoś czasu i fajnie piszesz, tylko nie komentowałam wcześniej
Punkt pierwszy jest idealny. Ostatnio sama napisałam, że tło jest dla mnie za jasne, nie ustawiłam i żyję. Uważam, że nie powinnaś brać tego do siebie i dobrze, że nie bierzesz, bo nie dogodzisz wszystkim ;) Następna czy któraś z kolei na pewno będzie znowu dla mnie idealna ;) Blogowy zeszyt dzisiaj sobie założyłam, a domena mi się rejestruje, wyczułam chyba ten wpis :D
Poprawił mi humor fragment o tym, że nie warto starać się zbyt regularnie dodawać nowe wpisy. Sama właśnie na początku kurczowo trzymałam się zasady „nowy wpis 2 razy w tygodniu”. Teraz kompletnie się tego nie trzymam, bo nie mam niestety tyle czasu oraz weny. Nie chce też wrzucać na bloga byle czego. W końcu z wpisów trzeba być zadowolonym i przede wszystkim ma to być przyjemność.
To nie do końca tak, że nie warto się starać. Zawsze warto się starać, ale nie warto robić tego za wszelką cenę :)
No tak, do wszystkiego trzeba mieć zdrowe podejście. :)
To jeden z najlepszych tekstów o blogowaniu jakie czytałam. Widać, że jest napisany „prosto z serca” i przez doświadczoną osobę. Każdy początkujący bloger powinien to przeczytać.
Pomyślałam dokładnie to, co Ty. „Jeden z najlepszych tekstów o blogowaniu jakie czytałam.”:)
@lifemanagerka:disqus @aniakania:disqus
Jak miło, urosłam :)
Fajnie napisane! Pierwszy raz tu jestem, ale z przyjemnością będę zaglądać częściej ;) Pozdrawiam.
Bardzo życiowy ten wpis. Kiedy ja zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, nie wiedziałam praktycznie nic w temacie. Bardzo wiele czasu zajęło mi ogarnięcie tematu od strony technicznej. Ciągle coś zmieniałam, kombinowałam, ciągle mi coś nie pasowało… Teraz po ponad roku z perspektywy czasu zaczynam widzieć swoje błędy. Ale te błędy były ważnym elementem mojego blogowania. Były elementem nauczania. Bez nich nie byłabym w tym miejscu w jakim jestem dzisiaj. Z blogowaniem jak z życiem, człowiek uczy się zazwyczaj na swoich błędach. Jednak zawsze warto wysłuchać innych bardziej doświadczonych. Prawdę mówiąc dopiero teraz wiem jak ma mój blog wyglądać. A to… Czytaj więcej »
Racja, choćbyśmy usłyszeli miliony rad, zawsze najlepiej nauczymy się na własnych błędach. Ale mimo wszystko czasem warto usłyszeć/przeczytać o doświadczeniach innych, chociażby po to, by wiedzieć czego się spodziewać :)
Dziękuję, na pewno te rady przydadzą mi się na początku tej blogowej drogi :) Nie wiem czemu jeszcze nie mam blogowego zeszytu, a tylko sterty kartek i karteczek, które ciągle gdzieś się sypią i gubią… Trzeba to w końcu ogarnąć!
Choć bloguję prawie dwa lata, to ten wpis jest dla mnie niesamowicie ważny. Nie traktuję go jako poradnika, a jako motywator. Po jego przeczytaniu czuję się jakoś tak… lepiej. Dziękuję Ci Paula :)
Cieszę się :)
Ale polecasz przeniesienie się na własną domenę? W sensie… Bo tak sobie myślę. I czy warto? Jeśli ktoś mnie obserwuje, to tak czy tak obserwować będzie. Nie widzę jakby większego znaczenia, czy dopisze sobie na koniec com czy blogspot.com Ale się nie zna, więc chciałam właśnie radę :)
Bardzo przydatny tekst. ;)
Kilka dni temu wykupiłam domenę i niedługo zacznę prężnie działać ze swoim blogiem. Czuję się teraz nie tylko dużo bardziej zmobilizowana, ale przede wszystkim moje plany oraz oczekiwania są teraz bardziej klarowne. Dziękuję Ci za ten wpis – jest przemyślany, szczery, bez nadęcia i pouczania. Taki hit nad hity, z fajerwerkami :).
Wow! Jakoś tak mnie zmotywował Twój wpis, widzę, że mamy podobne podejście. Wolę żeby mój ulubiony bloger pisał rzadziej niż „na siłę”. I masz rację- czuć to za każdym razem.
Przez pewien czas miałam wątpliwości dotyczące punktu 1, ale dobitnie uświadomiły mi to wyniki blogowej ankiety, w których pojawiały się zupełnie sprzeczne odpowiedzi. Wszystkim nie dogodzisz, no nie ma opcji, więc najlepiej… dogadzać sobie, czyli pisać tak, żeby samemu być ze swoich postów zadowolonym. Na pewno znajdą się tacy, którzy docenią tą autentyczność i osobowość przebijającą między wierszami :)
Te rzeczy, o których piszesz mogę równie dobrze odnieść do fotografii albo jakiejkolwiek innej dziedziny życia. To nie jest tak, że gdybyś wiedziała o tych wszystkich rzeczach to byś nie popełniła błędów. Patrząc wstecz też chciałabym, żeby ktoś mi powiedział jakich technik najlepiej używać do retuszu twarzy, czy jaki obiektyw kupić do lustrzanki, jak obsługiwać Photoshopa, chciałam też żeby ktoś mnie uświadomił, że moje pierwsze zdjęcia są warte jedynie kosza na śmieci… ale jak teraz o tym myślę, to z drugiej strony cieszę się, że mogłam to przetestować na własnej skórze. Może jest nieco racji w tym, że łatwiej jest… Czytaj więcej »
Prawda! Sądzę nawet, że gdyby ktoś uświadomił nas, że nasze pierwsze prace były tragiczne, bylibyśmy śmiertelnie obrażeni, bo pewne rzeczy odkrywa się wraz z upływem czasu i wzrostem doświadczenia ;) Niemniej jak już pisałam kilka komentarzy niżej – warto wiedzieć czego się spodziewać.
Żałuję, że nie mogłam przeczytać tego ponad rok temu, kiedy statystyki bloga rosły, a ja na tyle straciłam do niego serce i motywację, że w końcu go zamknęłam. Teraz wracam w nowym miejscu i na pewno będę często wracać do Twoich wskazówek. W otoczeniu rad w stylu – „publikuj co dwa dni”, „bądź w mediach społecznościowych”, „dawaj intrygujące leady” łatwo zapomnieć, że w tym całym blogowaniu powinniśmy pamiętać przede wszystkim o sobie :)
Dokładnie. Ostatnie zdanie Twojego komentarza świetnie to podsumowuje :)
Bardzo dobry post i powinien przeczytać go chyba każdy. Zgadzam się z wymówkami, zgadzam się z zapisywaniem pomysłów, które uciekają jeśli od razu ich nie utrwalę. Kryzysy, przypływy i odpływy – mam za sobą i na pewno pojawią się następne. Ale ważne jest, żeby wszystko robić z sercem i ochotą :) Każdy słabszy post, który piszę z mniejszą ochotą jest wyczuwalny na kilometr… w komentarzach – ich ilości i jakości również. Ale tak łatwo się zagubić gdzieś między tym, co chcemy robić, a tym, co wydaje nam się na ten moment odpowiednie. Teraz zależy mi na robieniu tego, co robię… Czytaj więcej »
Jestem na początku blogowania i dziękuję za ten wpis! :)
Świetny i bardzo przydatny wpis!!!
Dziękuję, że podzieliłaś się z nami tymi przemyśleniami!!
Wnioskując po pierwszym akapicie, Twoja przygoda z blogowaniem też liczona jest już w nastu latach. Prawie połowa życia (ups ;p). Oczywiście nie od razu mój tyłek stał się odporny na to, co w komentarzach (i księdze gości, ktoś to jeszcze pamięta?) wypisują czytelnicy, ale w końcu wyżej opisane przez Ciebie prawdy blogowe spłynęły na mnie. Nie dogodzę każdemu, nie mogę zgadzać się z każdym. Po lekturze notki pierwsze, co mi przyszło na myśl, to na ile taka postawa przekłada się także na realne życie? I przede wszystkim – kiedy? U mnie chyba jeszcze długo dojrzewanie blogowe i dojrzewanie realne było… Czytaj więcej »
Księgę gości pamiętam, ale nie dobrnęłam wówczas do etapu, w którym ktokolwiek (poza koleżankami z klasy) chciałby tam coś wypisywać :D
Co do przekładania się na życie prywatne: Rzeczywiście coś w tym jest, choć w moim przypadku przełożyło się to raczej na ogromny wzrost tolerancji. Obserwując jak bardzo ludzie w sieci spinają się na wieść o tym, że ktoś ma inne zdanie, w życiu prywatnym łatwiej mi stwierdzić: „Okej, ty wiesz swoje, ja sądzę inaczej, przejdźmy z tym do porządku dziennego”.
Prawda, prawda! Bardzo cenny wpis! Mam przy okazji jedno pytanie – właśnie przygotowuję się do zmiany domeny (właśnie.. każdy wcześniej czy później o tym myśli ;) ). Czy jest jakiś sposób, aby nie stracić notowań w Google? Czy to stracona z góry sprawa i konieczny koszt?
Iza, niestety obawiam się, że trudno tego uniknąć, ale nie chcę wyrokować, bo żadna ze mnie specjalistka w tej dziedzinie.
Dziękuję za ten wpis. Jestem na początku drogi i przyznam, że umieściłaś wiele fajnych, przydatnych rad. Będę zaglądać częściej.
Jak zwykle, świetny wpis :).
Genialne! Podpisuję się ! :) Też dosyć długo zwlekałam z kupieniem domeny a mogłam to zrobić od razu :)
dziękuję Ci za ten wpis, trafił się w doskonałym dla mnie momencie, bo w zeszłym tygodniu założyłam blog, który ruszy od czerwca (na razie poznaję teorię). Nie wiem, czy blogowanie jest dla mnie, czas pokaże. Zachęciłaś mnie jednak do tego, aby od razu pomyśleć nad wykupieniem domeny :)
super wpis! bardzo przydatny początkującym jak i tym, którzy już trochę w tym siedzą, tak jak i choćby ja ;)
Fajny wpis, dzięki, akurat od niedawna też mam bloga, więc uczę się na czym to polega. Przez pierwszy miesiąc miałam taką fazę umieszczania często notek, dodawania linków na pintereście, zszywce, twitterze i tak dalej, bo chciałam rozreklamować go. Teraz jednak wrzuciłam na luz i już podchodzę do tego spokojniej. Jak blog ma być popularny to będzie, wszystko w swoim czasie. Najważniejsze co mogę zrobić to starać się pisać dobrze. Co do punktu 7, to też zdążyłam to zauważyć. Zwykle te wpisy mam najbardziej popularne co się po nich tego nie spodziewam :)
Super wpis, fajnie, że dzielisz się z nami swoimi spostrzeżeniami. Mam też pytanie odnośnie wykupienia domeny> jaką polecasz, albo z jakiej obecnie korzystasz? Pozdrawiam :)
Mam domenę w OVH, jestem zadowolona, ale nie korzystałam z usług innych firm, więc nie mam porównania.
Hmm.. zaczęłam pisać na blogspocie stwierdzając, że na zakup domeny przyjdzie czas (czytaj jeżeli nie skończy się jak zawsze czyli słomianym zapałem).. Dzięki Tobie zaczynam się zastanawiać czy jednak nie zrobić tego teraz :)
prawdziwe najprawdziwsze słowa. moim problemem i zmorą wciąż są zdjęcia. Mój aparat po 8 latach użycia poszedł w kosz, zbieram kasę na lustrzankę. Jak na razie radzę sobie telefonem i programami graficznymi, ale do ideału daleko. Takim wpisem podtrzymałaś mnie, że nie tylko u mnie nie jest idealnie
Swietny post, sporo z niego wynioslam, chociaz prowadze bloga juz 3 lata :) Nie planuje zakupu swojej domeny, blogspot mi wystarcza ;)
W sumie większość z tych porad można przełożyć na zwyczajne życie. Blogowanie to trochę tak jak kariera w simsach. Żartuję ;), bardzo pomocny wpis. Zastanawiam się zwłaszcza nad domeną.
Mam pytanie, dlaczego nie przeszłaś na WordPress? ;)
Jestem właśnie w trakcie „przeprowadzki” ;)
To fajnie, na pewno nie pożałujesz. Jest dużo przyjemniejszy i ułatwia życie (jeżeli chodzi o wtyczki) ;)
a o jakie wtyczki chodzi? Bo trzeba z tym uważać. Okazuje się, że nawet te najlepsze są podatne na ataki ;-)
Bardzo przydane rady, mimo, że piszę już od jakiegoś czasu, kilka rad wzięłam do siebie :)
Bardzo przydatny wpis, zwłaszcza że jestem na początku swojej blogowej drogi ;)