W zeszłym miesiącu bawiłyśmy się w odgadywanie motywu przewodniego tapety. Trafiłyście z odpowiedzią już po niecałej minucie, a ja zaraz potem uznałam, że chyba zrobiłam się zbyt przewidywalna. Dlatego w tym miesiącu się buntuję – nie będzie dyni, nie będzie parasola, ani kubków z herbatą, nie będzie grzybów, liści, nie będzie też czapek i szalików.
Kiedy wczoraj rozmyślałam nad skojarzeniami z listopadem, dochodziła siedemnasta, a ja spinałam się na myśl, że kończę dzień bez żadnych widocznych efektów mojej pracy. Dopiero chwilę później dotarło do mnie, że ten koniec dnia jest jeszcze dosyć odległy i to aura za oknem już kolejny dzień z rzędu robi mnie w trąbę. Nie wiem jak Wam, ale mi ten wcześnie zapadający zmrok ani trochę nie służy.
Jakoś tak już mam, że gdy robi się ciemno, mój organizm automatycznie chce przełączyć się w tryb odpoczynku i za nic nie daje się przekonać, że to jeszcze nie pora. Zmiana czasu zawsze sprawia, że mniej więcej połowę listopada spędzam na dostosowywaniu się do niej. Postanowiłam wykorzystać to coroczne rozstrojenie do stworzenia motywu przewodniego listopadowej tapety. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Korzystajcie!