Zawsze wydawało mi się, że przeprowadzka do własnego mieszkania to pasmo niekończącej się euforii. Wyobrażałam sobie, że przenosimy się do miejsca, w którym wszystko jest gotowe, piękne, pachnące nowością, a przede wszystkim dokładnie takie, jak chcieliśmy – stuprocentowo nasze.
Niestety, życie w takich sytuacjach lubi sprowadzać na ziemię i krzyżować plany. Byliśmy w trakcie poszukiwań mieszkania do remontu, kiedy dowiedzieliśmy się, że właściciel miejsca, które wynajmowaliśmy, nie przedłuży nam umowy. To oznaczało, że zostało nam bardzo niewiele czasu na znalezienie mieszkania, załatwienie wszystkich formalności kredytowych i kupienie go. Oczywiście o żadnym remoncie nie było już mowy. Nie chcieliśmy dokładać sobie kolejnych przeprowadzek i wynajmować kolejnego lokum wyłącznie na czas prac remontowych, więc podjęliśmy decyzję: Szukamy mieszkania po remoncie.
Trafiliśmy na mieszkanie, które było jak wybawienie w naszej sytuacji – wyremontowane, mieszczące się w budżecie, do wprowadzenia się od zaraz i do tego wpisujące się w większość wymagań. Nie było idealne, ale mieliśmy świadomość, że ideału moglibyśmy szukać przez kolejne dwa lata. Kupiliśmy, euforia wróciła, odebraliśmy klucze, ogarnęliśmy przeprowadzkę, a potem zaczęło się odkrywanie wszystkich tych rzeczy, które komentowaliśmy zdaniem „my zrobilibyśmy to inaczej”. Nadal się cieszyliśmy, ale pojawiły się małe wątpliwości, a do tego trochę przytłoczyła nas konieczność kupienia wielu rzeczy na raz i mimo mijających dni, trudno było przyznać, że czujemy się jak u siebie.
Niedługo później rozmawiałam ze znajomą, która ma za sobą generalny remont. Okazało się, że miała podobne rozterki, mimo że zdecydowała się pójść drogą, która nas ominęła. W trakcie remontu wiele decyzji musiała podjąć od razu i nie zawsze okazały się trafione. Wiele razy zastanawiała się, czy podjęła dobrą decyzję inwestując tak wiele w remont. W dodatku mimo upływu kilku tygodni nadal nie mogła powiedzieć, że czuje się we własnym mieszkaniu w 100% jak w domu. Wtedy uznałam, że to wyłącznie od nas zależy jak szybko się zaklimatyzujemy. Nie od tego ile metrów ma nasze mieszkanie, nie od tego jak bardzo idealnie jest wykończone, ani nawet od tego jak wiele jeszcze musimy wydać, by było w pełni funkcjonalne.
Myślę, że często idealizujemy sobie moment zamieszkania w nowym miejscu, sugerując się serialami i perfekcyjnymi relacjami z mediów społecznościowych. A kiedy ten moment w końcu nadchodzi, początkowo czujemy się trochę nieswojo, zupełnie jak nie u siebie i wydaje nam się, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Nie dajemy sobie prawa do wątpliwości, rozterek i przytłoczenia ilością spraw. Tymczasem całe mnóstwo osób przez to przechodzi. Trudno to przeskoczyć, zwłaszcza, kiedy decydujemy się na mieszkanie z rynku wtórnego, które już w pewnym stopniu zostało przez kogoś wymyślone. Jak zatem sprawić, by to wszystko stało się mniej przytłaczające? Poniżej kilka spraw, które bardzo pomogły mi stwierdzić, że zaczynam się czuć jak u siebie.
-
Zmiana koloru ścian
Podejmowanie decyzji o zmianie czegoś, co wygląda dobrze nie jest łatwe (zwłaszcza, gdy wydatki piętrzą się jak szalone), ale mimo wszystko była to pierwsza rzecz, którą zrobiłam. Poprzednie kolory nie były złe, nie wymagały natychmiastowej zmiany, ale mieliśmy wrażenie jakby były czyjeś i bardzo chcieliśmy mieć coś naszego. Z reguły takie malowanie nie wiąże się z ogromnymi kosztami, a od razu sprawia, że czujemy się we wnętrzu bardziej jak u siebie.
W zmaganiach z malowaniem wspomógł nas Magnat. Ściany w salonie oraz większość ścian sypialni (lewy i prawy dolny róg) pokryliśmy jasną szarością o nazwie Szary Piryt, z kolei ciemniejsza ściana za łóżkiem (środkowe dolne zdjęcie) to Grafitowy Marmur. Kusi mnie by za łóżkiem wypróbować jeszcze odważniejsze kolory, ale to temat na przyszłość. Obydwa kolory pochodzą z linii Ceramic – to farby, które są plamoodporne, dzięki czemu ze ścian łatwo będzie usunąć wszelkie plamy.
-
Rozstawienie roślin
Wystarczyło, że przywiozłam do mieszkania kilka roślin, rozstawiłam je na parapetach i w innych wolnych miejscach, a we wnętrzu od razu zrobiło się przytulniej i bardziej „domowo”. To niesamowite, jak łatwo rośliny odmieniają otoczenie. W nowym mieszkaniu mamy bardzo dużo słońca w godzinach porannych i zdaje się, że moje sukulenty bardzo to polubiły – wyglądają lepiej niż kiedykolwiek wcześniej!
-
Wielkie porządki
To zabrzmi jak wyznanie Perfekcyjnej Pani Domu, ale porządki w nowym miejscu są naprawdę przyjemne! Jeszcze nigdy nie myłam podłóg ani okien z taką satysfakcją. Czyste okna i podłogi sprawiają, że do wnętrza wpada jeszcze więcej światła, a to zawsze dodaje przytulności.
-
Rozkładanie osobistych przedmiotów
Nie mamy jeszcze żadnych regałów, brakuje również całego mnóstwa innych mebli i dodatków. W tej sytuacji najrozsądniejszą opcją wydawało się trzymanie książek i tym podobnych rzeczy w kartonach, dopóki czegoś w końcu nie kupimy, ale to ani trochę nie sprzyjało zaklimatyzowaniu się w nowym miejscu. Wyciągnęłam część swojej biblioteczki, przeróżne bibetoty, a nawet wazony. I choć chwilami śmiejemy się, że brakuje nam listew przypodłogowych, ale za to książki mamy wszędzie, to i tak myślę, że to była dobra decyzja.
-
Pierwsi goście
Kiedy w Waszym salonie nadal zalega sterta kartonów, pewnie ostatnia rzecz, o jakiej myślicie to zapraszanie gości. Miałam to samo, ale jednocześnie wiedziałam, że jeszcze długa droga przed nami, zanim uznamy nasze mieszkanie za w miarę umeblowane. I wiecie co? Okazało się, że kawa ze znajomą wypita na wieczku pudełka zastępującego stolik smakuje tak samo dobrze, a może nawet lepiej! A do tego przyjmowanie gości od razu sprawia, że czujemy się jak prawdziwi gospodarze domu.
-
Uświadomienie sobie, że na wszystko przyjdzie czas
W poprzednim mieszkaniu większość wyposażenia była zapewniona przez właściciela. To oznaczało, że na start we własnych czterech kątach potrzebowaliśmy niemal wszystkich mebli i sprzętów: od lodówki, pralki, przez łóżko, kanapę, po szafy i szafki. Taka ilość decyzji do podjęcia przyprawia o zawrót głowy i niesamowicie przytłacza, ale również łatwo wpędza w stan „już, teraz, zaraz!”. No bo w końcu ile można siedzieć w kartonach. Stąd to już prosta droga do kiepskich decyzji podjętych w pośpiechu.
Na szczęście bardzo szybko ocknęliśmy się z tej presji. Pewnie wiele osób będzie się dziwić, że po miesiącu od odebrania kluczy nadal mamy tylko jedną, niezbyt dużą szafę w sypialni, że przygotowujemy posiłki w kuchni z kuchenką pamiętającą czasy gazowych piekarników, że pijemy kawę na pudełku udającym stolik, ale to nic. Wierzę, że bez pośpiechu wszystko wychodzi lepiej.
-
Pierwsza piżamowa sobota
Trudno jest poczuć się jak w domu, kiedy ciągle trzeba podejmować decyzje, załatwiać formalności i robić setki innych rzeczy jednocześnie. Na początku jest to nieuniknione, ciągle jest coś do zrobienia, ale po pewnym czasie można sobie w końcu pozwolić na typowy dzień leniwca. Taki z piżamą noszoną przez calutki dzień, ze śniadaniem jedzonym w łóżku, z filmami, serialami i mnóstwem relaksu. Czy może być coś bardziej domowego? [separator type=”thin”]
Tyle ode mnie. Jestem strasznie ciekawa, jak wyglądało to u Was. Czy też przechodziliście przez rozterki, też musieliście nauczyć się myśleć o nowym miejscu jak o własnym domu. A może nie mieliście najmniejszych wątpliwości? Mam nadzieję, że podzielicie się swoimi historiami i dacie znać, co Wam pomogło poczuć się jak u siebie. Z niecierpliwością będę czekać na komentarze :)
Gdzie kupowałaś palmę? :)
Na giełdzie kwiatowej :)
Kiedy kupowaliśmy mieszkanie nasze kryterium było jasne – rynek wtórny, ale w miarę nowe budownictwo i mieszkanie „ładne”, czyli takie, do którego mogliśmy się wprowadzić od razu. Takie znaleźliśmy – mieliśmy to szczęście, że poprzedni właściciele zostawili wszystkie meble i sprzęty. Więc bez spiny powolutku wszystko sobie wymienialiśmy na nasze. Na pierwszy ogień poszło łóżko w sypialni – oni spali na rozkładanej kanapie. My marzyliśmy o wielkim łóżku z wielkim materacem. Po jego kupnie poczułam się jak we własnym domu :) Z bardziej prozaicznych rzeczy – „z czasów wynajmu” praktycznie pozbyłam się wszystkich starych garnków, ręczników, pościeli – do nowego… Czytaj więcej »
Z łóżkiem miałam bardzo podobnie – to była jedyna rzecz, której byłam pewna od początku i faktycznie od razu zrobiło się z nim bardziej domowo. A co do elementów wyposażenia: idealna sytuacja! Mnie też chodzi to po głowie, bo rzeczy, które ze sobą przywieźliśmy to jedna wielka zbieranina bez ładu i składu, ale na razie sumienie skutecznie zagłusza wszystkie takie myśli ;)
Kupiłam mieszkanie niewymagające remontu – tylko odmalowania ścian. Ponieważ w mieszkaniu mieszkało wcześniej dwóch studentów (dwa osobne gospodarstwa domowe) to miałam dwa łóżka, dwa biurka, zmultiplikowaną ilość mebli. Właściciele też pozostawili cały sprzęt i naczynia. Najpierw przyszedł czas na odgruzowanie – pozbyłam się wszystkiego czego nie można było sprzedać.Na OLX wystawiłam wszystko poza łóżkiem (bez materaca), kredensem, regałem i szafkami nocnymi – pieniądze ze sprzedaży sfinansowały malowanie. Przez miesiąc salon robił za magazyn, potem dorobiłam się szafy wnękowej i sofy. Po pół roku znalazłam idealny stolik kawowy, do tego czasu korzystałam z kartonu po odkurzaczu. Najszybciej kupiłam materac :) Początkowo… Czytaj więcej »
Te kartony jednak faktycznie mają w sobie jakiś stolikowy potencjał ;)
Na parapetówce robiły za stoły :D
Już prawie zapomniałam, jak to było, kiedy wyprowadzałam się od rodziców. W pierwszym tygodniu w nowym mieszkaniu przepłakałam cały wieczór i marzyłam, żeby to wszystko odwołać i wrócić do mojego pokoju, w którym spędziłam całe życie i w którym czułam się jak u siebie. Na szczęście było już za późno, no i umówmy się, mając dwadzieścia kilka lat, już nie powinno się robić takich akcji :D Nie tęskniłam za rodziną, ja po prostu czułam się potwornie obco w tym wynajmowanym mieszkaniu. Ale to minęło, bo chyba zawsze mija :)
Trochę się wstydzę do tego przyznawać, ale miałam podobnie. To chyba po prostu taka reakcja na zmiany ;)
Bardzo ciekawy artykuł! Ja mam jeszcze przed sobą przeprowadzanie się „na swoje”, na razie nawet nie jest to w planach, ale myślę, że dobrze jest wchodzić w taki proces ze świadomością że będą zarówno chwile euforii jak i zwątpienia, że niezależnie od tego jak wiele decyzji sami podejmiemy i tak coś tam wyjdzie inaczej niż sobie wyobrażaliśmy, itd. Mam nadzieję, że gdy na mnie przyjdzie czas będę pamiętać o tym poście :) życzę Wam żeby kolejne dni sprawiały że będziecie stopniowo czuli się coraz bardziej „u siebie”. A u nas było tak, że mieszkania do których się wprowadzaliśmy na wynajem… Czytaj więcej »
Dzięki!
A co do wyjazdów – faktycznie, też tak miałam. Tylko jak tu teraz znaleźć czas na jakiś wyjazd? ;)
Jestem na podobnym etapie – na własnym świeżo po remoncie. Nie mam problemu z przyzwyczajeniem się, ponieważ to nie moja pierwsza zmiana mieszkania. Teraz dopadł mnie szał na kwiatki – hiacynty już pięknie pachną, szukam ładnych doniczek do fikusa :) Niech Wam się dobrze mieszka!
Po naszej przeprowadzce podziwiam ludzi, którzy przeprowadzali się po kilka, a nawet kilkanaście razy. Czy to w ogóle da się przetrwać? :D
Da się ? przy każdej kolejnej przeprowadzce dowiadujesz się, które z gratów są niezbędne do życia, a których spokojnie możesz się pozbyć ?
Witam, ja również jestem w takiej sytuacji jaka jest zaklimatyzowanie się w nowym domu, nie jest łatwo, wszystko jest mi obce, ale mam nadzieję że to się zmieni ?
Kolor ścian też bym od razu zmieniała, u was wyszło przepięknie w tych szarościach. A sukulenty od razu jakoś tak uśmiechają się na tym parapecie ^-^
U mnie remont dopiero będzie za kilka miesięcy więc na dany moment jeszcze nic nie planuję.
Nasze nowe mieszkanie wykańczaliśmy ponad 1,5 roku (głównie ze względów finansowych i mąż uparł się, żeby wprowadzić się „na gotowe” i wykończone w 95%). W momencie przeprowadzki minęło prawie dwa lata od odebrania kluczy. Chyba przez dobry miesiąc, jak nie więcej, nie byłam w stanie uwierzyć, że to już koniec, że już tutaj mieszkamy :)
Naprawdę? Nie kusiło Was, żeby wprowadzić się wcześniej? :)
Pierwsza noc w moim własnym mieszkaniu była bardzo dziwna, rzeczywiście czułam się jak bym nocowała u kogoś obcego i bała się przeszkadzać
Gdy kupiłam nasze mieszkanie (kupowałam je sama, bo męża poznałam już w trakcie remontu) było ono do kompletnego remontu. Z uwagi na ograniczony budżet jednak, musiałam znaleźć złoty środek między tym, co mi się podoba, a tym, na co mnie stać. W przedpokoju i kuchni mam płytki, które z początku zupełnie mnie nie przekonały, ale polubiłam je, bo są szalenie praktyczne – nie widać na nich brudu :) Kolory ścian też już wymagają zmiany, po ośmiu latach potrzebne są tez już jakieś drobne naprawy, ale generalnie kocham nasze mieszkanie, choć jest małe i ciasne (moja mania chomikowania niestety nie pomaga).… Czytaj więcej »
„Jak na wakacjach” to mega trafne określenie na te pierwsze dni :)
Aleeee super! Jestem teraz na etapie układania sobie w głowie, jak chcę mieć w swoim własnym M. Gratulacje dla Was Paula, cieszę się, że szukasz w tej sytuacji zdroworozsądkowego podejścia. Łatwo zwariować i przesadzić w jakoś stronę :) No i duży plus za te szarości, mrrr!
<3
Niby tylko zmiana koloru ścian, a gigantyczna różnica jest :D u siebie mam wszędzie biel na ścianach, bo na szybko była to chyba najrozsądniejsza decyzja (no może nie ze względu na praktyczność :D), ale tak patrzę na tę szarość i coraz bardziej się zastanawiam czy nie byłoby przytulniej z takim kolorem u mnie ;) Po wprowadzeniu się do swojego mieszkania przez 3 miesiące spałam na materacu, nadal nie mam nic na ścianach, ale powoli, małymi kroczkami myślę, że poczuję się jak u siebie ;) dużo dał wielofunkcyjny narożnik – wygodny do spania, pracy, przyjmowania gości oraz na taki metraż jak… Czytaj więcej »
Biel to super baza do małych wnętrz – możesz wtedy szaleć z kolorami w dodatkach :)
Chyba jestem mistrzem aklimatyzacji, bo wprowadzałam się do pierwszego studenckiego pokoju, razem z zupełnie nieznaną mi dziewczyną, nie mogąc absolutnie nic zmienić w mieszkaniu, i poczułam się jak u siebie gdy tylko rozłożyłam książki na parapecie, laptopa i pościel :D
O rozplanowaniu własnego mieszkania już myślę, wiedząc też że będę miała na nie bardzo mało pieniędzy, planuję więc kupować po trochu różne rzeczy i długo siedzieć na kartonach, żeby po prostu nie kupować najtańszych, brzydkich rzeczy „bo przecież muszę mieć ten stolik czy łóżko”.
Pięknie tam! Super! Totalnie moje klimaty! ;)
Dwa lata temu miałam generalny remont mieszkania, potwierdzam – niby myślisz, że dobrze wybrałaś, a za jakiś czas – kurcze, gdybym wiedziała to nigdy bym tak tego nie zrobiła. Mam tak na przykład z kranem. Kran po prawej stronie zlewu. I teraz wkurza mnie, że nie jest z lewej, o wiele wygodniej byłoby mi go używać. Albo kuchnia – chciałam matowe fronty, nie miałam czasu iść oglądać i zdałam się na Mamę, która w końcu wybrała.. błyszczące! Choć mówiła że nie są błyszczące tylko satynowe ;)
Myślę, że chyba nie da się wybrać wszystkiego tak stuprocentowo idealnie, bo wielu rzeczy zwyczajnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, dopóki nie zaczniemy żyć w danym wnętrzu. Świadomość, że następnym razem zrobi się to lepiej jest odrobinę pocieszająca :D
Pięknie u Was. Też myślę o przemalowaniu pokoju, nawet spisałam nazwę Waszej jaśniejszej farby. Waham się, bo nie wiem czy ta szarość się sprawdzi. Zastanawiam się też nad czekoladowym brązem. Sukulenty sprawiły, że mieszkanie stało się dla Was bardziej przytulne. Kwiaty łagodzą obyczaje.
Jeszcze nigdy nie wprowadzałam się do nowego lokalu, zawsze były to mieszkania do remontu i, co najgorsze, do remontu generalnego, który robiony był kiedy już w nim mieszkaliśmy. W zasadzie to w obecnym mieszkaniu ten remont trwa niezmiennie od 4 lat : i końca nie widać. Tak naprawdę prawie wszystkie pomieszczenia już oswoiłam, ale co ciekawe, łazienka, która w końcu doczekała się remontu i jest piękna, świeżutka i całkiem przeze mnie wymyślona, jakaś najbardziej obca się wydaje… może dlatego, że zbyt do staroci przywykliśmy ;)
Mnie niedługo czeka duży remont, bo po ślubie postanowiliśmy, że z jednorodzinnego domu zrobimy dwurodzinny, więc na górze przerobimy jedną sypialnię na kuchnię, jadalnię i pokój dzienny. Jestem bardzo podekscytowana, a jednocześnie denerwuje mnie to oczekiwanie na sam moment rozpoczęcia. Na razie naszych mebli minimum, a rzeczy osobistych jakby coraz więcej. A kocham minimalizm i wszystko upycham w szafie lub wywożę tymczasowo dla rodziców ;)
I najbardziej mnie cieszy malowanie właśnie! Jeszcze muszę dobrze przemyśleć kolorystykę, aby czuć się dobrze w tym wnętrzu :)
To takie fajne uczucie jak masz świadomość że niby to stare wnętrze, ale będzie całe Twoje, całe nowe <3
Trzymam kciuki żeby wszystko poszło gładko :)
Szarość uratuje każde mieszkanie :D ja mialam przeprowadzkę 5 lat temu. Najpierw malowanie – oczywiście na szaro (z ciemnego brązu – fuj) a następnie zakup lodówki i materaca, na którym spaliśmy bez ramy łóżka chyba ze 4 miesiące :-) na szczęście mieliśmy świeżo wyremontowaną kuchnie i łazienkę więc baza była. A potem sukcesywnie coś, bo gdyby chcieć kupic wszystko na raz musielibyśmy wziac drugi kredyt, podobny kwotą do tego na mieszkanie ;-)
jejku jejku, ale pięknie! nas też to wszystko czeka, plos remont generalny, zrywanie taper, kasetonów i innych PRLowych koszmarków, ale tym bardziej z wielką frajdą przeczytałam Twój post! I wizja pierwszej piżamowej soboty jak już wyniesiemy meblościanki i się na szaro-biało przemalujemy trzyma mnie w pozytywnych klimatach :)
Kasia, podglądam Wasze zmagania :) Powodzenia!
U mnie wystarczyło pierwsze gotowanie i od razu poczułam się jakbym mieszkała tu ponad rok :)
Przybijam Ci piątkę – też kupiliśmy mieszkanie w dobrym stanie i mieliśmy miesiąc żeby się ogarnąć.
U nas była to zmiana podłogi z przypominających gumoleum paneli na szlachetną deskę w stylu scandi, pomalowanie ohydnych brązowych i zielonych ścian na biało i tak jak mówisz, swoje rzeczy ;)
Trzy lata od zamieszkania będziemy teraz robić kuchnię, a jak ją spłacimy to łazienkę i garderobę. Wiadomo że nie jest idealnie i wkurzają mnie czasami ślady byłych właścicieli, ale przecież to moje miejsce i je kocham ;)
My na „swoim” mieszkamy już od roku. Mieliśmy to szczęście, że wszelkie kolory ze ścian poprzedni właściciele przemalowali na biało. Remont rozpoczęliśmy od dużego pokoju w którym przemalowaliśmy ściany na 2 kolory: 3 szare i jedna turkusowo-zielona, później były meble, firanki itp. Kolejną zmianą była wymiana podłogi w korytarzu i generalny remont kuchni: czyli podłoga, ściany i meble na zamówienie. Nie spieszymy się z remontem kolejnych pokoi. W tym roku planujemy zrobic sypialnię i w końcu wielką szafę bo nadal jesteśmy na pudłach i trochę jest to męczące. Najbardziej cieszę się z tego, że będę mogła w końcu zakupić regały… Czytaj więcej »
Meblowanie jest super, ale tylko do momentu, w którym robisz to w programach do urządzania wnętrz :D Kiedy przychodzi do podjęcia decyzji, strasznie trudno się zdecydować (zwłaszcza, gdy budżet nie jest z gumy). Ale czasem lepiej poczekać, niż wybrać pod presją :)
Niestety, nie wiem. Zawsze pytam o te nazwy, kiedy kupuję, ale zapominam zapisać i po powrocie do domu już nic nie pamiętam ;)
Jestem na etapie szukania mieszkania. Dla nas mieszkanie z drugiej ręki nie wchodzi w grę, bo ceny są kosmiczne, jak deweloperskie, a to i tak ruiny do totalnego remontu. Mimo wszystko jak już kupimy to wiem, że nasz salon będzie wyglądał jak Twoje zdjęcie – podłoga, krzesło i stolik z Ikei ;) Ale zawsze to własne :)
Pierwsza kawa/herbata wypita na środku „salonu”, ustawiona na wiadrze po farbie, a pod tyłkiem tylko samodzielnie położone panele – wtedy poczułam się jak w domu :)
Przeprowadzałam się już wiele razy i w każdym miejscu czułam się jak w domu. Od samego początku ;) Teraz, kiedy już jesteśmy na swoim i mam wszystko zrobione tak, jak lubię, to najchętniej spędzałabym w mieszkaniu całe dnie ;). Muszę chyba pomyśleć o pracy w domu :D
Kilka refleksji, które wzbudził Twój wpis: Kiedyś znajoma ma fejsie pokazała, że jej studencki „dobytek” to walizka na kółkach i 3 kartonowe pudełka. Ja, z moimi 22 kartonami, które pakowałam prawie za każdym razem podczas każdej z moich 6 przeprowadzek w Warszawie, pytałam: …”JAK TO MOŻLIWE?” I naprawdę nie jestem typem zbieracza. Miałam po prostu swoje garnki i zamiast jednego ręcznika – 4 ręczniki… I chyba tak analogicznie ze wszystkim… ;) Przez to, że przeprowadzałam się często, umiem przystosowywać się do nowych miejsc bardzo szybko. Tak naprawdę wystarczy mi mój kubek i trochę ciuchów i czuję, że jestem u siebie.… Czytaj więcej »
Ale Ci zazdroszczę ;) Ja jestem dopiero na etapie marzenia o własnym M, ale po 3 przeprowadzkach jedynym patentem, aby poczuć się jak u siebie są własne szpargały. Ulubiony plakat postawiony na komodzie już tworzy „moje” miejsce ;)
Moja historia z własnym mieszkaniem jest podobna do Twojej koleżanki – kupione mieszkanie do całkowitego remontu. Choć mogliśmy urządzić po swojemu to niektórych rzeczy niestety żałujemy – kolor ścian przemalowywaliśmy po 2 dniach, jednak po 3 latach stwierdzam że to ciągle nie jest nasz kolor. Podobnie z podłogami – plujemy sobie w brodę że z oszczędnościowych względów wybraliśmy tańsze panele (jakimś dziwnym trafem zawsze podobają mi się rzeczy przekraczające mój budżet). Na szczęście dekoracje i dodatki – jak obrazy, plakaty, poduszki, pamiątki z podróży i rośliny są nasze i tu nic nas nie ograniczało;-). Obecnie coraz poważniej myślimy o remoncie,… Czytaj więcej »
Ja mieszkanie przejęłam od babci, która nie jest w stanie już w nim mieszkać sama i przeniosła się do mojej mamy. Od razu postanowiliśmy zrobić w nim remont – może nie generalny ze zdzieraniem ścian do gołej cegły, ale jednak dość intensywny. Nie obyło się bez kucia, murowania i wyburzania części ścian. Dodatkowo postanowiliśmy zrobić go samodzielnie, fachowców zatrudniając tylko do przerastających nasze kompetencje prac. Remont, choć okropnie stresujący, dał mi pół roku na zaplanowanie tego, jak mieszkanie ma docelowo wyglądać i jakie meble i przedmioty chcę w nim mieć. Teraz sukcesywnie kupuję kolejne pozycje z listy, nie musząc się… Czytaj więcej »
Do nowego miejsca trzeba się też trochę przyzwyczaić. U mnie pomogło jednak rozpakowanie wszystkiego. Swoje rzeczy, książki na regale i małe dodatki z poprzedniego mieszkania. Od razu czuć wtedy swój klimat.
40 lat w rodzinnym domu, teraz od miesiąca w nowym, pięknym domu…pęka serce z tęsknoty, tęsknie za wszystkim: zapach, dźwięk, widok…wszystko, płacz codziennie, chęć ucieczki do swojego łóżka w nocy…boję się, że wpadnę w depresję, kompletnie nie potrafię sobie tego poukładać w głowie…nigdy bym się tego nie spodziewała podczas euforii planowania i budowania domu…po prostu za stara jestem na takie zmiany…nie wiem jak to będzie dalej…?